Mężczyzna znaleziony przed tygodniem w Tatrach służył w jednostce specjalnej wojska, zajmującej się wojną psychologiczną - ustalił reporter RMF FM Roman Osica. Włodzimierz N. brał udział w misjach w Iraku. Był członkiem grupy, która ma za zadanie przenikać do struktur terrorystycznych w krajach, gdzie stacjonuje nasz kontyngent. Jej symbolem jest pająk, wspinający się po mieczu.
Mężczyzna, który dochodzi do siebie w szpitalu w Zakopanem, brał udział w misjach w Iraku jako żołnierz Centralnej Grupy Działań Psychologicznych - jednostki stacjonującej w Bydgoszczy. Grupę utworzono w 2001 roku. Jej zadaniem było wspieranie działań konwencjonalnych. Żołnierze ci mają między innymi przenikać do struktur terrorystycznych w krajach, gdzie stacjonuje nasz kontyngent. Włodzimierz N. zajmował się analizą dostarczanych informacji i opracowywaniem wniosków z tych analiz. Informację tę potwierdził rzecznik sił lądowych. Jak ustalił reporter RMF FM Roman Osica, Włodzimierz N. pracował także w siedzibie jednostki w Bydgoszczy.
Grupa, do której należał żołnierz, ma bardzo charakterystyczną oznakę rozpoznawczą. Przedstawia ona pająka, wspinającego się po mieczu. Okazuje się, że spora część kompetencji jednostki specjalnej, zajmującej się wojną psychologiczną, jest tajna. Z informacji, które są ogólnodostępne, wynika, że żołnierze - oprócz działań na froncie - opracowują raporty dotyczące grup, które mogą zagrażać naszym żołnierzom stacjonującym na misjach. Prowadzenie działań psychologicznych polega także między innymi na wprowadzaniu w błąd wroga: wysyłaniu fałszywych komunikatów lub nawet wystawianiu makiet pojazdów bojowych, by zmylić przeciwnika.
W skład jednostki wchodzą również samochody z supernowoczesnymi głośnikami, z których wypuszcza się dźwięki, mające także zmylić wrogie oddziały. Te okoliczności powodują, że sprawa odnalezionego byłego żołnierza staje się coraz bardziej tajemnicza. Doświadczenia Włodzimierza N. w Iraku mogą więc mieć związek z ostatnimi wydarzeniami i dziwnym odnalezieniem mężczyzny w Tatrach.
Wcześniej reporter RMF FM Krzysztof Zasada ustalił, że mężczyzna był podoficerem, jeździł na zagraniczne misje. Z informacji, do których dotarł nasz dziennikarz, wynika, że 36-latek służył na dwóch zagranicznych misjach: w 2001 r. w Libanie oraz w 2003 r. w Iraku. Sześć lat temu komisja lekarska orzekła, że mężczyzna jest niezdolny do służby i zdecydowała o czasowej dwuletniej rencie. Kolejne badania wyznaczono na rok 2008, ale mężczyzna się na nich nie pojawił. Od tego czasu nie utrzymywał kontaktów z wojskiem, a jego świadczenia wygasły.
Teraz - gdy udało się potwierdzić, że odnaleziony w górach, to były żołnierz - resort obrony zamierza zająć się jego leczeniem. Minister Tomasz Siemoniak poinformował, że chce umieścić mężczyznę w stołecznym szpitalu na Szaserów, gdzie miałby przejść serię badań i ewentualne leczenie. To właśnie tam trafiają wojskowi i weterani zagranicznych misji. Niewykluczone, że jeśli wyniki obserwacji to uzasadnią, były podoficer trafi na oddział leczenia bojowego stresu pourazowego.
Jak dowiedział się reporter RMF FM, były żołnierz może zostać przewieziony do szpitala na Szaserów w ciągu kilku najbliższych dni, być może już w piątek. O taką pomoc prosiła rodzina odnalezionego. Ten były żołnierz nie ma żony i dzieci. Jest kontakt z jego mamą, z jego bratem, który mieszka w Warszawie. Mam nadzieję, że te wszystkie szczegóły będą dopracowane - mówi Siemoniak. Resort nie wyklucza też przywrócenia wojskowemu świadczeń rentowych. Korzystał przez jakiś czas z renty, potem się nie zgłosił do biura rentowego. Zbadamy tę sprawę. Jeśli będzie taka potrzeba, na pewno będziemy starali się szukać możliwości pomocy - dodaje szef MON.
Na razie 36-latek jest leczony w zakopiańskim szpitalu. Do Zakopanego wybiera się jego rodzina z Węgorzewa. Termin przyjazdu bliscy mężczyzny utrzymują w tajemnicy. Nie wie o nim nawet policja, która zaoferowała pomoc w transporcie.
W środę tożsamość odnalezionego w Tatrach mężczyzny potwierdziły matka i siostra 36-latka. Mężczyzna miał zaginąć w czerwcu zeszłego roku. Rodzina rozpoznała go na podstawie zdjęcia.
W poniedziałek policja opublikowała zdjęcie odnalezionego mężczyzny. Przez dwa dni funkcjonariusze odebrali kilkaset telefonów z informacją, że jest on łudząco do kogoś podobny. Każdy z tych sygnałów został sprawdzony.
Mężczyznę odnalazł w piątek pracownik TPN-u. Turysta siedział koło szałasu pasterskiego na Polanie pod Kopieńcem. Był wychłodzony i miał poważne odmrożenia wszystkich kończyn. Został przewieziony w specjalnych saniach na polanę, a następnie śmigłowcem przetransportowany do zakopiańskiego szpitala. Przez cały czas z nikim nie rozmawiał.
Według zakopiańskiej policji, mężczyzna nie był przygotowany do biwakowania w warunkach zimowych w górach. Nie miał odpowiedniego ubioru, ani sprzętu. Miał na sobie zwykłe, miejskie ubranie zimowe.
Zaznaczmy, że z mężczyzną wciąż nie udało się nawiązać kontaktu. Wiadomo jedynie, że reaguje na słowa i wykonuje polecenia.