W czasie akcji w afgańskiej wiosce Nanghar Khel dowódca plutonu ogniowego odmówił wykonania rozkazu ostrzelania wioski - twierdzi Naczelna Prokuratura Wojskowa. Dziś śledczy przedstawili szczegóły aktu oskarżenia siedmiu żołnierzy.

Według prokuratury jeden z oskarżonych w sprawie, chorąży Andrzej O. nakazał ostrzelać wioskę. Dowódca plutonu ogniowego odmówił jednak wykonania rozkazu, gdy sprawdził, że podane mu współrzędne wskazują środek wioski. Śledczy twierdzą, że także inny oficer próbował zapobiec ostrzałowi.

Prokuratura, powołując się na opinie biegłych, zakwestionowała linię obrony żołnierzy, mówiącą o niesprawnej broni i amunicji. W toku śledztwa - jak wyjaśniano - ustalono, że mieszkańcy wioski nie stanowili zagrożenia dla polskich żołnierzy; wojsko kontrolowało rejon. Bielscy żołnierze wiedzieli, że ogień trafi w zabudowania - centrum i skraj wioski. W ocenie prokuratury, ich działanie miało cechy "wstrzeliwania się w cel".

Jednak adwokaci siedmiu oskarżonych żołnierzy wytykają śledczym rzekome błędy w materiale dowodowym. Chodzi m.in. o dokumentację zdjęciową. Ta dokumentacja jest błędna. Została zrobiona nie z tego miejsca ogniowego, gdzie stał ten moździerz - mówi mecenas Andrzej Reichelt:

W czasie ostrzału wioski zginęło sześć osób - mężczyzna (pan młody przygotowujący się do ślubu), troje dzieci i dwie kobiety, trzy osoby zostały ranne.

Zastępca naczelnego prokuratora wojskowego gen. Zbigniew Woźniak podkreślił, że na tryb postępowania w tej sprawie nie miały wpływu - wbrew medialnym doniesieniom - materiały SKW. Jak podał, przekazano je już po tym, jak prokurator poczynił ustalenia na miejscu. Akt oskarżenia jest już w Wojskowym Sądzie Okręgowym w Warszawie.