Na filmach nakręconych tuż po zeszłorocznym zamachu w mińskim metrze widać czterech nieznanych mężczyzn, wychodzących z przejścia podziemnego z wojskowym sprzętem saperskim. Odkryli to niezależni białoruscy dziennikarze. Ponownie rozgorzała dyskusja o wykonawcach tego ataku - powrócił wątek specsłużb. Półtora miesiąca temu sąd skazał na karę śmierci dwóch młodych mężczyzn, którzy przyznali się do winy.
W filmie, który ujawnili niezależni białoruscy dziennikarze, widać mężczyzn w wieku ok. 30-40 lat, wychodzących z przejścia podziemnego. Niosą wielki przedmiot w brezentowej torbie. Jeden z nich na ramieniu ma przewieszony wojskowy detonator ładunków wybuchowych, kolejny - rolkę przewodu do detonacji. Kamera uchwyciła ich, gdy idą po schodach, a do metra wchodzą strażacy. Dziennikarze przejrzeli też monitoring z peronu. Jedna z tych osób stoi koło mężczyzny, który został skazany za dokonanie zamachu.
W listopadzie sąd skazał na karę śmierci Dźmitryja Kanawałaua i Uładzisłaua Kawalioua za zamach w Mińsku. Wymiar sprawiedliwości nie szukał tych czterech mężczyzn, których widać na nagraniu, choć wskazywali na nich świadkowie.
W materiałach sprawy są zeznania, że były prowadzone jakiejś dziwne prace, byli jacyś ludzie, i obrona żądała ustalenia tych ludzi, wezwania ich na świadków itd., a sąd do tego się nie przychylił - wyjaśnia Andrzej Poczobut. Jak dodaje dziennikarz, coraz więcej osób nie wierzy w uczciwość procesu. Wzrasta liczba ludzi przekonanych, że za zamachem stoją służby specjalne, które chciały odwrócić uwagę od gigantycznych problemów gospodarczych Białorusi.
W 10 ostatnich sekundach poniższego nagrania widać czterech mężczyzn:
11 kwietnia 2011r. w wieczornych godzinach szczytu eksplodował ładunek wybuchowy na stacji metra Oktiabrskaja (biał. Kastrycznickaja) w centrum Mińska. Zginęło 11 osób, kolejne cztery zmarły w następnych dniach i tygodniach w szpitalach. Rannych zostało kilkuset ludzi. Kanawałau i Kawaliou zostali aresztowani trzy dni po zamachu.