Mamy kolejną drogową świętą krowę. I to eksportową. To europoseł Platformy Obywatelskiej Sławomir Nitras. Na niemieckiej autostradzie na wstecznym biegu jechał do ominiętego zjazdu z trasy. Uniknął mandatu, bo posłużył się paszportem dyplomatycznym. W rozmowie z reporterem RMF FM skruchy nie wykazał, a jedynie zdziwienie, że sprawa wypłynęła na światło dzienne i że stała się głośna.
To już druga nalepka z wizerunkiem świętej krowy, którą otrzyma od nas Nitras. Poprzednio wręczyliśmy mu ten znaczek za rozbicie służbowego auta pożyczonego od zachodniopomorskich samorządowców. W rozmowie z Konradem Piaseckim, europoseł nie wykazał jednak skruchy. Dziwił sie jedynie, że sprawa wypłynęła na światło dzienne i że stała się tak głośna.
Dodaje, że to, co miał oficjalnie do powiedzenia to już powiedział i przekonuje, że niczego strasznego nie zrobił. Owszem cofał samochód, ale po pasie awaryjnym i że ów - niezwykły jak na autostradowe, zwłaszcza niemieckie obyczaje - manewr wykonywał pod silną presją dzieci, które fizjologia zmuszała do szybkiego opuszczenia samochodu.
Nitras uważa, że jego problemy wyniknęły w dużej mierze z kłopotów językowych i niemożności pełnego porozumienia się z napominającymi go niemieckimi służbami. Dyplomatyczny paszport okazał się być w tych dyskusjach argumentem skutecznym. Europosła puszczono wolno i bez mandatu, czego wszyscy zwykli śmiertelnicy doświadczeni kontaktami z europejskimi policjami mogą mu tylko zazdrościć.
Do incydentu doszło w piątek na autostradzie numer 93 w Trogen w Bawarii. Przedstawiciel bawarskiej policji powiedział, że nie może podać żadnych szczegółów. Powołał się na "delikatność spraw, w których udział biorą politycy". Mogę potwierdzić incydent - powiedział. Na pytanie, czy potwierdza udział w nim Sławomira Nitrasa, odpowiedział: Tak.