Strażacy z Warmii i Mazur mają zbyt mało sonarów, które znacznie ułatwiają poszukiwania prowadzone na wodzie. Bardzo dobrze widać to na przykładzie akcji prowadzonej w okolicach Dobrego Miasta. Mężczyzna wpadł do jeziora, gdy pływał na rowerze wodnym. Przez wiele godzin szukali go jedynie płetwonurkowie, sonar dojechał dopiero następnego dnia.
Na wyposażeniu warmińsko-mazurskiej straży pożarnej są jedynie 3 sonary, wszystkie stacjonują w rejonie Wielkich Jezior Mazurskich - 2 w Giżycku, 1 w Węgorzewie. Problem w tym, że w zachodniej części województwa, czyli w okolicach Olsztyna, Ostródy czy Iławy - jezior również nie brakuje. Tymczasem przywiezienie sonaru z Giżycka czy Węgorzewa trwa kilka godzin, do tego nie zawsze można go przywieźć tego samego dnia.
Gdybyśmy mieli dodatkowe sonary także w Olsztynie, znacznie ułatwiłoby to prowadzenie akcji poszukiwawczych, takie akcje byłyby także bezpieczniejsze dla naszych płetwonurków, którzy schodziliby do wody dopiero, gdy sonar podałby miejsce, w którym należy szukać - przyznaje Zbigniew Jarosz, rzecznik warmińsko-mazurskich strażaków.
Problem w tym, że sonarów używa się do akcji poszukiwawczych, a nie stricte ratunkowych, dlatego na strażackiej liście zakupów nie zajmują najwyższego miejsca. Co więcej, na taki sprzęt warmińsko-mazurska straż musi pozyskiwać środki zewnętrzne, np. z funduszy unijnych. Planuje złożyć wniosek o dofinansowanie zakupu sonarów, ale będzie to możliwe prawdopodobnie dopiero w przyszłym roku. W tym roku straż chce pozyskać środki na specjalne samochody dla płetwonurków.