Te zeznania mnie nie dotyczą - oświadczył pułkownik Jan Lesiak po tajnym przesłuchaniu Jarosława Kaczyńskiego w procesie dotyczącym inwigilacji prawicy. Były szef Porozumienia Centrum, a obecnie szef rządu stanął dziś przed warszawskim Sądem Okręgowym jako świadek w sprawie.
Premier, wchodząc na salę nie wypowiedział się ani słowem; przemknął obok dziennikarzy w eskorcie ochrony. Być może liczył na to, że dopiero przed sądem bez skrępowania będzie mógł powiedzieć co chce na temat afery i Lesiaka. Do tego bez wścibskich pytań dziennikarzy nie tylko na temat procesu. Niestety, nie udało się.
Po wniosku jednego z oskarżycieli posiłkowych ostro zaoponowała obrona; sąd po krótkiej naradzie odrzucił postulat oskarżycieli posiłkowych. Decyzja sądu jest więc konsekwencją utajnienia dowodów na etapie postępowania przygotowawczego i niezniesienia klauzuli „ściśle tajne” protokołu przesłuchania świadka – uzasadniał sędzia.
Rozprawa odbyła się za zamkniętymi drzwiami. Z sali sądowej dotarły jednak pewne sygnały. Oskarżyciele posiłkowi twierdzili, że Lesiak przez swoje działania mógł wpłynąć na wynik wyborów w 1993 r., gdy do władzy wrócili postkomuniści. Oskarżony wszystkiemu zaprzeczył. Twierdził, że nie miał możliwości inwigilowania ugrupowań prawicowych. Posłuchaj relacji reportera RMF FM Krzysztofa Zasady:
Proces Lesiaka rozpoczął się w zeszłym tygodniu; były oficer SB i Urzędu Ochrony Państwa nie przyznaje się do winy. Lesiak jest jedynym oskarżonym w ujawnionej w 1997 r. głośnej sprawie inwigilacji prawicy. Prokuratura zarzuca Lesiakowi przekroczenie uprawnień, m.in. przez stosowanie "technik operacyjnych" i "źródeł osobowych" wobec legalnych ugrupowań.