Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zawiadamia Prokuraturę Krajową o możliwości ujawnienia przez Lecha Wałęsę tajnego dokumentu. Chodzi o opublikowany przez byłego prezydenta w sieci dokument Urzędu Ochrony Państwa, mający świadczyć o inwigilowaniu Wałęsy przez SB.
Opublikowany przez Wałęsę dokument z 1990 roku to sygnowane jako "tajne" pismo szefa UOP w Gdańsku Adama Hodysza do ówczesnego szefa UOP Andrzeja Milczanowskiego. Z pisma wynika, że Biuro Studiów MSW kupiło działkę obok posiadłości szefa NSZZ Solidarność w pomorskich Zdunowicach do prowadzenia "kontroli operacyjnej" Wałęsy. Działające w latach 1982-1989 Biuro Studiów Służby Bezpieczeństwa było elitarną jednostką komunistycznego MSW do zwalczania opozycji.
Jak wyjaśnia dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada, po analizie przeprowadzonej przez funkcjonariuszy ABW okazało się, że jeden z egzemplarzy tego dokumentu, znajdujący się w archiwach Agencji, wciąż ma klauzulę niejawności na poziomie "tajne". Natomiast Lech Wałęsa opublikował drugą wersję - kopię, której w zasobach archiwalnych nie odnaleziono.
ABW przesłała śledczym wyniki swej kwerendy, a także informacje na temat powstania w UOP tajnego dokumentu.
Jak zaznacza rzecznik koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn, ocenę tej sytuacji pozostawiono prokuraturze, która - według ABW - powinna wszcząć śledztwo w związku z ujawnieniem tajnych dokumentów.
W piśmie do prokuratora (krajowego) Bogdana Święczkowskiego Agencja opisuje stan faktyczny, wyniki kwerendy archiwalnej oraz szczegóły dotyczące wytworzonego przez UOP tajnego materiału. W ocenie ABW należy rozważyć wszczęcie śledztwa w związku z podejrzeniem popełnienia czynu z art. 265 paragraf 1 kodeksu karnego. Decyzja w tej sprawie należy do Prokuratury Krajowej - poinformował Żaryn.
Wspomniany przez niego art 265 Kk to przepis mówiący o ujawnieniu lub wykorzystaniu wbrew przepisom ustawy informacji niejawnych o klauzuli "tajne" lub "ściśle tajne". Grozi za to od 3 miesięcy do lat 5 lat więzienia.
Upublicznionego materiału nie ma w żadnych archiwach, więc zapewne pochodzi ze zdekompletowanej w 1992 r. teczki byłego prezydenta - pisał o upublicznionym przez Wałęsę dokumencie "Fakt", dodając, że "powszechnie wiadomo, że były prezydent ‘sprywatyzował’ mnóstwo dokumentów dotyczących jego samego i czołowych polityków Wybrzeża".
Sam Wałęsa, pytany w wywiadzie dla piątkowej "Rzeczpospolitej", skąd pochodzą publikowane przez niego dokumenty, odparł: Z IPN oraz od dziennikarzy z lat 90. Wszystkie mam legalnie. Część tych dokumentów krążyła w internecie.
Były prezydent zaprzeczył, by były to dokumenty pochodzące z jego teczki, którą wypożyczył w trakcie prezydentury (i miał oddać zdekompletowaną).
Ja tamtych dokumentów nawet dokładnie nie przeglądałem. Przeglądali moi ministrowie. To były ksera. To też są odbitki - przekonywał Wałęsa.
Dzisiaj do sprawy publikacji przez byłego prezydenta dokumentów UOP odniósł się historyk Sławomir Cenckiewicz. Na swoim profilu na Facebooku napisał, że "Wałęsa publikował też inne dokumenty, w tym nie tylko kserokopie".
Przejrzałem swoje archiwum i znalazłem nawet "print screeny" z 18 lipca 2010 r. - podkreślił Cenckiewicz. Wałęsa opublikował wówczas dwa ciekawe dokumenty UOP z 1990 r. (w tym jeden był prawdopodobnie oryginałem), które zresztą później usunął z profilu wykop.pl, bo Krzysztof Wyszkowski złożył zawiadomienie w tej sprawie do prokuratury, która rzecz jasna skręciła sprawę - napisał dalej.
Historyk opublikował wspomniane przez siebie print screeny:
(e)