500 zł za informację o wypadku i zabranie rozbitego auta na remont do własnego warsztatu; 50 za holowanie z miejsca kraksy - takie łapówki płacą policjantom-informatorom szefowie firm pomocy drogowej w Wodzisławiu Śląskim.
Proceder trwa już podobno od kilku lat, podobnie jak zmowa milczenia wokół całej sprawy. A system jest bardzo prosty. Ci którzy go znają, mówią o nim, ale tylko pod warunkiem całkowitej anonimowości. Oficer dyżurny, który dowiaduje się o wypadku, nim wyśle na miejsce radiowóz, dzwoni do zaprzyjaźnionego serwisu samochodowego informując o zdarzeniu i wysyła tam auto holujące - mówi osoba, która taką łapówkę dała.
Policjanci uważają jednak, że to mało prawdopodobne, bo w razie stłuczek czy wypadków są określone zasady. Mamy wybranego (w ramach przetargu) holownika z którym mamy podpisaną umowę. Usługa ta jest zlecana tylko temu, który został wyłoniony przez starostę - mówi policjant.
Walka o rozbite auta na drodze, to nie tylko problem Wodzisławia. Ludzie z branży opowiadają o jednej z firm, która nie mając koncesji, holowała rozbity wóz na autostradzie Katowice – Kraków kilka km pod prąd.
Prokurator nie prowadzi w tej sprawie dochodzenia, bo nie ma oficjalnego zgłoszenia.