Czterdzieści dni i trzy głosowania – kampania wyborcza przed wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi trwała w sumie kilka miesięcy. Można mieć wrażenie przesytu wyborczymi obietnicami i deklaracjami. Jednak polityka wciąż jest tematem wielu dyskusji.

Nasz reporter odwiedził warszawską Halę Mirowską, gdzie pośród straganów wciąż trwają ożywione dysputy polityczne. Sprzedawcy przyznają, że dochodzi do ostrych dyskusji. - Czasami to niewiele brakuje, żeby się pobili - mówi jeden z handlarzy. Inni przyznają, że wielu nie odpowiada żaden z kandydatów, którzy w drugiej turze będą walczyć o fotel prezydencki.

Nie wiadomo, czy to straganowe zainteresowanie przełoży się na frekwencję. Według ostatnich badań, do urn zamierza pójść jeszcze mniej Polaków niż w pierwszej turze. Chęć oddania głosu deklaruje tylko 44 procent uprawnionych.

Kampania wyborcza – rok zwrotów i zaskoczeń

A cofając się do początków kampanii - jeszcze przed rokiem mówiło się, że będzie ona nietypowa i zakończy się wyborem kogoś spoza środowiska politycznego, np. Jolanty Kwaśniewskiej czy Zbigniewa Religi. Miał to być wyraz znudzenia Polaków sporami politycznymi.

Jednak pierwszą spektakularną rezygnacją w tej kampanii było właśnie wycofanie się Religi. Po nim byli jednak kolejni, a rezygnacja słynnego kardiochirurga nie była wcale najgłośniejszym epizodem kampanii. Prym wśród odchodzących wiedzie zdecydowanie Włodzimierz Cimoszewicz – człowiek zniszczony przez własną asystentkę. Kilka miesięcy kampanii to trzykrotna zmiana decyzji: najpierw o wycofaniu się z polityki, potem o kandydowaniu na prezydenta i wreszcie rezygnacja z walki o Pałac Prezydencki.

Ta ostatnia zbiegła się w czasie z urlopem braci Kaczyńskich i potężną fala kampanii Donalda Tuska. To pozwoliło na ukształtowanie się sondaży, które zbliżoną formę zachowały do dziś.

Po odpadnięciu z walki peletonu kandydatów, pozostających w tyle za dwoma liderami, rozpoczęły się objazdy po Polsce. Kolejnym spektakularnym punktem była „bitwa o Wehrmacht”, a także wypominanie sobie przez obu polityków poparcia niedawnych konkurentów.

Zdecydowanie najistotniejszy z całej kampanii będzie wyborczy wynik. Różnica między głosami oddanymi na obu kandydatów może być mniejsza niż 3,5 procenta, które oddzieliły Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Wałęsę.

A jeśli będzie remis?

O wiele mniejsza, niż szansa na trafienie szóstki w Lotto, ale jest – możliwość wyborczego remisu. Będzie można o niej mówić, jeżeli do urn pójdzie parzysta liczba wyborców. Największe prawdopodobieństwo remisu wystąpiłoby, gdyby głosowało zaledwie dwóch wyborców. Jednak biorąc pod uwagę nawet najgorsze przewidywania co do frekwencji, aż tak źle chyba nie będzie.

Ewentualnego remisu nie przewiduje także ordynacja wyborcza. Mimo to, sędziowie Państwowej Komisji Wyborczej są przygotowani nawet na taką możliwość. Jeżeli kandydaci dostaliby dokładnie taką samą liczbę głosów, decydować będzie liczba zwycięstw w obwodach – o tym mówi opracowana przez sędziów PKW wykładnia prawna. Ich liczba jest nieparzysta, więc tu nie powinno być problemów. Jeżeli jednak jeden z nich zostałby zamknięty i ponownie mielibyśmy remis, wówczas przepisy odsyłają do… losowania. Jego tryb ustala PKW.