Liczę po trosze na wszystkich, bo nawet wyborcy lewicy w dużej mierze są przeciwnikami liberalizmu - powiedział RMF Lech Kaczyński, kandydat na prezydenta, który w I turze wyborów zajął drugie miejsce.
Tomasz Skory: Sam nie wiem, czy gratulować czy nie. Panie prezydencie, czy tych 6 punktów różnicy na korzyść pańskiego konkurenta, to jest dużo czy mało?
Lech Kaczyński: To jest różnica do pokonania. Jeśli weźmiemy pod uwagę nasze doświadczenia związane z wyborami parlamentarnymi i to, jaki elektorat nie głosował na Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego. To jest elektorat, który nie jest bardzo bliski ani mojemu konkurentowi ani mnie z oczywistego powodu. Natomiast jest jednak raczej bliższy mnie.
Tomasz Skory: Donald Tusk liczy teraz na konkurowanie „bez przesadnej twardości”. Mówi, że swoim uśmiechem będzie przeciwstawiał się złej minie. Co pan na to?
Lech Kaczyński: Po prostu ręce mi opadają. Każdy kto widział minę Donalda Tuska w telewizjach – widział, kto tu jest bardziej agresywny. Model był mniej więcej tego rodzaju: ponieważ znane w Polsce radio, ale słuchane przez znaczną ale mniejszościową grupę, stanowczo traktowało Donalda Tuska, to była podstawa, żeby na falach różnego rodzaju rozgłośni radiowych i telewizyjnych krzyczeć, że my jesteśmy bardzo agresywni. W tym samym czasie przedstawiciele Platformy stawiali całkowicie nieprawdziwe zarzuty, a sam Donald Tusk mijał się z prawdą, np. w sprawie hospicjum. Ta sprawa mnie bardzo rozdrażniła, bo była bardzo nieprzyjemna. Mijał się z prawdą, przypisując mojemu bratu to, że się spotkał z Kulczykiem. Brat się spotkał z biznesmenami – dwa dni po Janie Rokicie, itd. Krótko mówiąc, to są rzeczy – na szczęście wycięte przez panią Agnieszkę Kublik z dyskusji w jednej z gazet, które wskazywały na jego bardzo wysoki poziom agresji. On teraz głośno twierdzi, że to on jest tym człowiekiem uśmiechniętym. Powstaje pytanie: kogo my mamy wybrać prezydentem? Człowieka, który stosuje tego rodzaju techniki? Ja bym jednak Polakom życzył człowieka, który takich technik nie stosuje.
Tomasz Skory: Panie prezydencie, ale to u pana w sztabie wyborczym usłyszałem, że te dwa tygodnie zdecydują o tym, czy „będzie IV Rzeczpospolita czy kontynuacja obecnych układów”. Obecnych układów kontynuacja to nie jest błahy zarzut?
Lech Kaczyński: Czy panu, ktoś to powiedział na...?
Tomasz Skory: To powiedział Michał Kamiński z mównicy tuż przed pańskim wystąpieniem.
Lech Kaczyński: To jest stwierdzenie twarde, ale biorąc pod uwagę ciągłe odżegnywanie się naszych kolegów od zmian istotniejszych, wskazuje na to, że mamy do czynienia nie tyle z próbą kontynuowania układów – to jest jak sądzę, pewna przesada ze strony młodego kolegi, ale z czymś, co bym określił jako pewną, istotną korektę. Wiem, że np. Donald Tusk nie bywał u pana Urbana w słynnym salonie – w tym sensie, jest to coś innego. To jest prawda i ja nie zamierzam go z tamtymi ludźmi utożsamiać.
Nie ma agresji z jego strony – to jest nieprawda. Chodzi o pewien mechanizm, który trzeba rozbić także we własnych szeregach. Żadna partia, żadna korporacja, nawet jak ma zapisane w ustawie, że się składa z ludzi o nieskazitelnych charakterach, to z takich ludzi się nie składa. Takich ludzi jest niezmiernie mało.
Tomasz Skory: Na koniec jeszcze pytanie. Kalinowski, Bochniarz, Lepper, Borowski – na czyich wyborców pan liczy najbardziej?
Lech Kaczyński: Po trosze na wszystkich, bo nawet wyborcy lewicy, którzy w wielu sprawach mają inną wizję świata niż ja, choćby światopoglądową, w dużej mierze są przeciwnikami liberalizmu.
Tomasz Skory: Będzie się pan do nich jakoś zwracał; będzie do nich apelował?
Lech Kaczyński: Ja będę apelował do wszystkich wyborców – także tych, którzy głosowali nie na mnie i nie na Donalda Tuska. Sytuacja jest taka, że teraz każdy z nas musi o tych wyborców zabiegać. Każdemu z nas brakuje do tych 50 proc. Jemu mniej, mi więcej. Myślę, że pod tym względem - biorąc pod uwagę strukturę tych wyborów - szanse są wyrównane.