"Jest despotyczny i nie znosi sprzeciwu. Mundur zmienia człowieka. On często się wyżywa" - takie opinie o żołnierzach można znaleźć na internetowych forach dla ich żon. "Nie zgadzam się z tym. Mój mąż w domu jest bardzo łagodny, może odreagowuje pracę" - mówi w rozmowie z RMF FM pani Agnieszka (ze względów bezpieczeństwa nie ujawniamy jej nazwiska i nie pokazujemy twarzy), żona spadochroniarza i uczestnika zagranicznych misji. „Jak urodziłam córkę, to mąż dzwonił do mnie z pustyni” – wspomina.
Pani Agnieszka przyznaje, że na początku każdy skok ze spadochronem, który wykonywał jej mąż, wiązał się dla niej z ogromnym stresem. Już po kolejnych to wszystko mi spowszedniało - mówi. Myślę, że jestem twarda. Życie mnie tego nauczyło - dodaje.
Mąż naszej rozmówczyni dwukrotnie wyjeżdżał na misję do Afganistanu i raz do Iraku. Pierwsza misja była trudna. Podczas drugiej byłam w ciąży - wspomina pani Agnieszka. Podkreśla, że mąż nie mógł jej towarzyszyć ani przez 9 miesięcy ciąży, ani przy porodzie. Jak urodziłam naszą Zosię, to dzwonił do mnie z pustyni - opowiada. Dodaje, że córka jest oczkiem w głowie męża. Wchodzi mu na głowę. Wojskowy dryl to ja widzę nie u niego, ale u siebie, bo to ja stawiam ją do pionu - stwierdza z uśmiechem.
Czy kiedy żołnierz wróci do domu, żona może swobodnie porozmawiać z nim o pracy? O pewnych rzeczach mąż mi nie mówi. Pewnie nie może - tłumaczy nasza rozmówczyni. Raczej staramy się rozmawiać o mojej pracy - podkreśla. Pytana o ulubione jedzenie swojego męża mówi, że wbrew stereotypowi nie jest to grochówka. Lubi zupę pomidorową z makaronem, kotlet schabowy... Bardzo smakują mu też ciasta i słodycze - wylicza pani Agnieszka. Czasem o 23 wstaje i mówi, że zrobiłby sobie naleśniki - dodaje z uśmiechem.
Magdalena Wojtoń