Nawet najstarsi flisacy nie widzieli takich tłumów na spływie Dunajca jak w tym sezonie. Flisacy, których stowarzyszenie działa od 1934 roku, za dwa dni kończą sezon i jak mówi ich prezes Jerzy Regiec, są powody do świętowania.
Flisacy świętują. "Po słabej wiośnie - w kwietniu, maju mieliśmy słabą pogodę i niską frekwencję - wakacje rewelacyjne, jesień przepiękna. Zamykamy sezon rekordowym wynikiem w granicach 339 tys." - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM Maciejem Pałahickim prezes flisaków, Jerzy Regiec.
Rekord dnia to ok. 6 tys. turystów i 529 łodzi - dodaje.
Poprzedni rekord flisacy zanotowali w 2016 roku - wtedy było o 3 tys. turystów mniej.
Regiec przyznaje, że nie bez znaczenia był ton turystyczny, który "nakręcił" turystykę na Podhalu oraz fakt, że z powodu pandemii koronawirusa wielu Polaków spędzało letni urlop w kraju.
Jeśli ktoś jeszcze chciałby popłynąć z flisakami, to musi się pospieszyć, bo tratwy pływają tylko do niedzieli.
Spływ przełomem Dunajca Polskie Stowarzyszenie Flisaków Pienińskich organizuje od 1934 roku, jednak początki tej atrakcji turystycznej sięgają pierwszej połowy XIX wieku.
Spływ przełomem Dunajca na drewnianych tratwach rozpoczyna się w Sromowcach-Kątach i ma dwa warianty: krótszy - do Szczawnicy i dłuższy - do Krościenka. Trasa do Szczawnicy ma długość 18 km, a jej pokonanie zajmuje 2 godziny i 15 minut. Spływ do Krościenka trwa 2 godziny i 45 minut i jest o pięć kilometrów dłuższy.