Początek ferii dla uczniów z kujawsko-pomorskiego, lubuskiego, Małopolski, świętokrzyskiego i Wielkopolski. Niektórzy spędzą ten czas jeżdżąc na nartach. Czy będą bezpieczni na stokach? Miały to zapewnić przepisy nowej ustawy, która obowiązuje od roku. Dzieciom nakazuje ona jazdę w kaskach, a dorosłym zakazuje szusowania po alkoholu. Czy coś z tego wynikło?
Rzecznik zakopiańskiej policji Kazimierz Pietruch przyznaje, że od roku nikogo nie ukarano mandatami za te przewinienia. Stosowano jedynie pouczenia. Nawet dla pijanego narciarza zza wschodniej granicy, który staranował na stoku kobietę. Na szczęście nic poważnego jej się nie stało, a nietrzeźwy narciarz za karę został wyproszony ze stoku. Właściciele wyciągów ani ratownicy nie mają uprawnień do karania kogokolwiek. Może to zrobić jedynie policja. Ta jednak na razie łamanie przepisów narciarskich traktuje dość pobłażliwie.
Inna sprawa, że same przepisy już ostudziły zapędy niektórych narciarzy na stokach. Nie ma już takich szaleństw i brawury, jakie obserwowaliśmy jeszcze przed rokiem - przyznaje jedna z zakopiańskich instruktorek narciarskich. Właściwie wszystkie dzieci, te do 16 roku życia jeżdżą w kaskach. Bardzo mało ludzi przychodzi bez kasków dla dzieci, a ci natychmiast je wypożyczają - mówią na stoku pod zakopiańskim Nosalem. Dawno także nie widziano pijanych narciarzy. Wygląda na to, że przepisy zadziałały... prewencyjnie, no i spowodowały jeszcze jedno: powstała moda na kaski dla dzieci.
Sporo za to zmieniło się dla właścicieli wyciągów. Ustawa narzuciła na nich wiele obowiązków. Nie można powiedzieć, że nowych, bo większość już wcześniej je spełniała, ale teraz jest jasne, co musi być na stoku. A przede wszystkim musi być ratownik narciarski. Większość dużych wyciągów w rejonie Zakopanego podpisało umowy z TOPR-em i to toprowcy dyżurują, ale także sprawdzają bezpieczeństwo na trasach narciarski.
Odbiór trasy musi być dokonany codziennie przed włączeniem wyciągów. Do tej pory odbierano je tylko przed rozpoczęciem sezonu narciarskiego. Ratownik sprawdza, czy podpory wyciągów są odpowiednio zabezpieczone siatkami i materacami, czy niebezpieczne miejsca są wygrodzone, czy coś na stoku nie zostało po nocnym ratrakowaniu.
Wprawdzie nikt nie chodzi od wyciągu do wyciągu, by sprawdzać czy te przepisy są przestrzegane, ale sprawdzi to z pewnością sąd, kiedy wydarzy się jakiś wypadek. Świadomość wśród właścicieli wyciągów co grozi za łamanie tych przepisów jest tak duża, że z pewnością na stokach odebranych, na stokach udostępnionych, będzie bardzo bezpiecznie - zapewnia Katarzyna Strama z Nosala.
Dla narciarzy jednak to niewielka pociecha, bo o tym czy stok był dobrze zabezpieczony i czy był na nim ratownik narciarski dowiedzą się dopiero, kiedy wydarzy się wypadek. Więc tak naprawdę to sami narciarze muszą zadbać o swoje bezpieczeństwo i pytać, pytać i pytać. Choćby o to, czy na stoku jest zapewniona opieka ratownika narciarskiego. To już daje gwarancję, że stok spełnia podstawowe wymogi bezpieczeństwa.
Cena dwutygodniowej polisy na wyjazd za granicę na narty to średnio 88 złotych. Opłata za ferie narciarskie w kraju jest przeciętnie o jedną trzecią niższa. Brak takiego ubezpieczenia oznacza bardzo wysokie koszty w razie wypadku. Pierwsze pytanie jakie musimy zadać agentowi ubezpieczeniowemu dotyczy zakresu polisy. To ważne, zwłaszcza jeżeli dziecko będzie jeździć na nartach. Sprawdźmy, czy ubezpieczenie obejmuje akcję ratunkową, czy transport śmigłowcem. Pamiętajmy też, że akcje GOPR i TOPR są bezpłatne tylko w Polsce. Natomiast już na Słowacji, w Czechach, czy Austrii możemy dostać spory rachunek idący w kilkanaście tysięcy złotych. Druga ważna rzecz to pakiet OC. To bardzo istotne, jeżeli dziecko zrobi komuś krzywdę, albo coś zniszczy, wtedy ubezpieczenie pokryje koszty. Zazwyczaj grupowe ubezpieczenia kupowane przez szkoły tego nie obejmują.