Czy prokuratorzy z Wrocławia mogli wrobić Tomasza Komendę w zbrodnię, za którą niesłusznie odsiedział 18 lat - pyta środowy "Fakt". Według dziennika, są dowody, że do śledztwa przeciw Komendzie oddelegowano oskarżycieli skompromitowanych kontaktami z przestępcami.


Według "Faktu" "jednym z kumpli bandziorów był prokurator Stanisław O.". "W 1995 r., co odnotowano w aktach procesowych, śledczy ten kupił kradziony samochód od złodzieja. Gdy wszystko wyszło na jaw, szefowie ukarali go upomnieniem i półroczną delegacją do prokuratury w Warszawie. Po powrocie na Dolny Śląsk prokurator O. pielęgnował znajomość z bandziorami na suto zakrapianych libacjach. Postępowanie przeciwko niemu wykazało, że w prokuraturze wiedzieli o tym niemal wszyscy. Ale przełożeni pod koniec lat 90. to właśnie Stanisławowi O. dali najważniejsze śledztwo" - pisze gazeta.

Jak podaje gazeta, Stanisław O. postawił Tomaszowi Komendzie zarzuty i wniósł o areszt. "Kilka miesięcy później odebrano mu sprawę, ale trafiła do innego uczestnika libacji z przestępcami - Tomasza F. Ten podpisał akt oskarżenia, na podstawie którego sąd skazał niewinnego Komendę na 25 lat więzienia" - czytamy. 

W noc sylwestrową 31 grudnia 1996 roku piętnastolatka bawiła się z koleżankami w dyskotece w Miłoszycach pod Wrocławiem. W pewnej chwili wyszła przed budynek. Kilkanaście godzin później znaleziono ją martwą na prywatnej posesji naprzeciwko dyskoteki. Zmarła wskutek wyziębienia organizmu i odniesionych ran. 

Pierwotnie za zbrodnię w Miłoszycach skazano Tomasza Komendę. Spędził w więzieniu 18 lat. W maju ub.r. Sąd Najwyższy - po wznowieniu postępowania - uniewinnił Tomasza Komendę. Jego obrońca mec. Zbigniew Ćwiąkalski przekazał, że Komenda będzie się domagał 18 mln zł odszkodowania od Skarbu Państwa - po milionie za każdy rok spędzony niesłusznie w więzieniu.