Kara dożywotniego więzienia dla byłego policjanta oskarżonego o uduszenie swoich dzieci: 4,5-letniej dziewczynki i 7-letniego chłopca. Mężczyzna zabił je, bo - jak mówił - chciał zemścić się na żonie. Sąd uznał, że dożywocie będzie sprawiedliwe dla Janusza T., bo zbrodnie zaplanował i dokonał ich z zimną krwią.

Wyrok jest nieprawomocny. Proces ze względu na "ważny interes prywatny", na wniosek matki zamordowanych dzieci, toczył się za zamkniętymi drzwiami; uzasadnianie wyroku było jawne.

Sędzia w uzasadnieniu wyroku podkreślał, że dowody jednoznacznie świadczą o winie 45-letniego Janusza T.; skazanego o podwójne zabójstwo własnych dzieci. Działał z powodów zasługujących na szczególne potępienie - zabójstwo miało być formą zemsty na żonie. Czym więc było dla niego życie, które samo w sobie jest wartością, skoro dopuścił się takich zbrodni? - pytał Jarosław Papis. Przecież życie jest wartością szczególnie chronioną przez nasze prawo. Czym jest dla niego ta wartość, skoro dla zaspokojenia własnej potrzeby zemsty i odwetu, decyduje się pozbawić życia osoby najbliższe, osoby mu ufające? Czyni to 21 grudnia, a więc w czasie, gdy także te dzieci mogły mieć nadzieję, że najbliższe dni przyniosą im radość - podkreślał.

Oskarżony przyznał się do winy; wyroku wysłuchał ze spuszczoną głową.

Obrońca Wojciech Woźniacki przyznał, że jeszcze nie wie, czy będzie składał apelację; ma o tym rozmawiać z klientem w sobotę. Mecenas pytany o to, czy jego klient na sali sądowej wyraził skruchę odpowiedział: Dziś nie było kogo przepraszać, bo na ogłoszeniu wyroku byliśmy sami (nie było żony skazanego). Mój klient żałuje na pewno żałuje. Kilka tygodni wcześniej dotarło do niego, co się wydarzyło. Adwokat próbował tłumaczyć, że skazany był w trudnej sytuacji. 42-letni emeryt policyjny dopuszcza się takich zbrodni - coś przerażającego, że nikt nie interesuje się takimi ludźmi, że nie pyta, co się u nich dzieje, czy popadają w jakieś kłopoty. Odrzuceni. Może nie powinienem tego mówić, ale kilkanaście lat młodsza partnerka, która ma plany życiowe, przy takim mało zorganizowanym mężczyźnie, to jest taki koktajl kłopotliwych sytuacji - mówił.

Do tragedii doszło 21 grudnia 2010 roku w mieszkaniu w bloku przy ul. Szpitalnej w Łodzi. Policjantów zaalarmował znajomy rodziny, który dostał od swojego kolegi niepokojące sms-y; ich treść wskazywała, że mógł zrobić krzywdę swoim dzieciom.

W mieszkaniu znaleziono ciała dwojga dzieci: 4,5-letniej Dagmary i 7-letniego Wiktora; sekcja zwłok wykazała, że przyczyną ich śmierci było uduszenie. Na miejscu zatrzymano ojca dzieci Janusza T., byłego policjanta. Był pijany, miał dwa promile alkoholu w organizmie. Matki, która jest policjantką, nie było w czasie tragedii w domu.

Janusza T. od kilku lat jest na policyjnej emeryturze. Kilkanaście lat temu został odznaczony Krzyżem Zasługi m.in. za uratowanie dwójki małych dzieci z pożaru kamienicy przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi.