Już ponad pół roku trzeba czekać na auto z tradycyjnym silnikiem. Szybciej można kupić pojazd elektryczny, bo to dla producentów priorytet. Unia za tydzień pogrzebie auta benzynowe i diesle - pisze w poniedziałek "Rzeczpospolita”.
"Odbiór auta zamawianego w salonie do produkcji w czasie krótszym niż pół roku staje się rarytasem. Osiem-dziesięć miesięcy czekania to już standard, do niektórych modeli kolejka sięga półtora roku. Spowodowane pandemią ograniczenia w zaopatrzeniu fabryk aut w części i komponenty, pogłębione wojną w Ukrainie, wywróciły plany sprzedażowe importerów oraz dealerów. I coraz bardziej frustrują klientów" - podaje "Rzeczpospolita".
Gazeta zaznacza, że jeżeli ktoś chce w miarę szybko kupić samochód, to powinien go zamówić bez dodatkowego wyposażenia. "Automatyczna skrzynia biegów najbardziej opóźnia dostawę auta. Dla przyspieszenia odbioru trzeba też rezygnować z szyberdachu, kamery cofania, matrycowych reflektorów, wielostrefowej klimatyzacji, nawet czujników parkowania i nawigacji. Według internetowej platformy sprzedażowej Carsmile, te elementy wyposażenia generalnie spowalniają produkcję samochodów większości marek" - czytamy.
Według "Rz", warto zdecydować się teraz na auto elektryczne, bo okazuje się, że terminy dostaw mogą być krótsze niż dla samochodów spalinowych. Choć - jak zaznaczono - nie oznacza to dostępności od ręki.
Dzięki rządowym dopłatom - pisze "Rz" - "oraz różnym bonusom sprzedawców, samochody elektryczne choć katalogowo znacznie droższe od porównywalnych spalinowych, coraz bardziej jednak zbliżają się do nich realnym kosztem zakupu", a do "całkowitego zrównania cena napędów elektrycznego i spalinowego potrzeba jeszcze ok. czterech lat".
"Rz" pisze, że los aut spalinowych "zostanie jednak przypieczętowany już w przyszłym tygodniu: 7 lub 8 czerwca Parlament Europejski będzie głosował za dopuszczeniem na rynek od 2035 r. samochodów wyłącznie bezemisyjnych".