Kujawsko-pomorscy drogowcy mają problem z pachnicą dębową, rzadkim gatunkiem chrząszcza. W miejscu, gdzie mieli rozpocząć prace związane z budową drogi wojewódzkiej nr 534 łączącej Grudziądz z Rypinem, znajdują się siedliska chronionego gatunku. Przeniesienie owadów w inne miejsce może kosztować nawet 100 tys. złotych.

Zaznaczmy, że wcześniej ekspertyzy nie wykazały obecności chrząszcza w okolicach Grudziądza.

Tomasz Fenske: Zapytam prowokująco: z jednej strony mamy piękną, gładką, asfaltową drogę, z drugiej ekologów i... chrząszcza. Dlaczego chronimy właśnie ten gatunek? Mało mamy gatunków chrząszczy?

Andrzej Oleksa:
To dobry przykład tzw. "gatunku parasolowego". Takie gatunki chroni się, by ocalić całe biocenozy. Znanym gatunkiem parasolowym jest panda wielka, którą chroni się po to, by ocalić cały ekosystem górskich lasów w Chinach. W naszej mniejszej skali ochrona pachnicy dębowej pozwala zachować stare okazy drzew, których jest coraz mniej w polskich krajobrazach.

Tomasz Fenske: Podobno nie bez znaczenia jest także wielkość tego chrząszcza...

Andrzej Oleksa: No właśnie... różne publikacje prasowe na jego temat prezentują go jako jakiegoś małego owada, który gdzieś tam w czymś przeszkadza. Tymczasem pachnica nie jest taka mała - dorosłe samce osiągają cztery centymetry długości. Pędraki są nawet większe, ich masa wynosi już kilka gramów, czyli de facto tyle, ile małych gryzoni czy ptaków. Także to już jest kawałek zwierzęcia. Chronimy coś, co widać, by zarazem ochronić coś, czego nie widać, czyli stare próchniska w obrębach sędziwych drzew.

Tomasz Fenske: A po co nam próchniska?

Andrzej Oleksa: Musimy sobie zdać sprawę, że to najbogatsze w gatunki mikrośrodowiska w warunkach Polski. Pierwotnie nasz kraj porastały puszcze. Do dziś takim głównym repozytorium naszej różnorodności biologicznej są właśnie środowiska związane z drewnem. I, powtarzam, jest ich coraz mniej, bo niekorzystnie zmieniła nam się struktura wiekowa i gatunkowa lasów.

Tomasz Fenske: Wróćmy do chrząszczy i ich pędraków. By je chronić, musimy je przenieść w inne miejsce...

Andrzej Oleksa:
Zacznę od tego, że najlepszą metodą ochrony tego gatunku byłoby pozostawienie go na miejscu. Nie tak łatwo jest znaleźć dla niego nowy dom, bo pachnica żyje tylko w wyjątkowo starych okazach drzew. W drzewach o miękkim drewnie, jak lipa czy wierzba, odpowiednie dziuple kształtują się przez kilkadziesiąt lat. W drzewach o drewnie twardym taki proces może trwać nawet i sto czterdzieści lat, wiec ochrona tego gatunku musi zakładać długotrwałość tworzenia się takich dziupli z próchnowiskami.

Tomasz Fenske: Szykuje się skomplikowana operacja logistyczna...

Andrzej Oleksa: Tak i skoro mamy ponosić spore nakłady, warto, żeby odniosła właściwy skutek w postaci rzeczywistej ochrony i przedłużenia gatunku. Weźmy na przykład taki problem: przenosimy pachnicę na stanowisko, gdzie już istnieje jakaś populacja. Czy ona się przyjmie? Problem drugi: optymalnym siedliskiem pachnic są stare drzewa dodatkowo rosnące w nasłonecznionych miejscach. Czyli wracamy do punktu wyjścia, bo zwykle są to... aleje przydrożne. Sensowną alternatywą są drzewa w dolinie dolnej Wisły, ale to z kolei trzeba zrobić z głową, uwzględniając lokalne plany zagospodarowania przestrzennego. Nie może być tak, że chrząszcze ulokujemy na terenie, na którym ktoś nie będzie o nie dbał...

Tomasz Fenske: To my tu panu zostawiamy chrząszcze i do widzenia...

Andrzej Oleksa: Właśnie! A potem właściciel terenu wytnie drzewa i tyle z naszej ochrony.

Tomasz Fenske:
Jak wygląda samo przenoszenie owadów od strony technicznej?

Andrzej Oleksa: W przypadku zwalonych, ściętych drzew sprawa jest prosta, bo od razu uzyskujemy dostęp do próchnowiska, skąd możemy bez problemu wybierać okazy...

Tomasz Fenske:
Ale drzew przez najbliższych kilka miesięcy nikt nie wytnie, bo jest okres lęgowy ptaków...

Andrzej Oleksa:
Więc właśnie - kiedy drzewa stoją rodzi się problem. Dostęp do pachnic przez dziuplę jest bardzo utrudniony. Na dobrą sprawę czasem nawet nie wiadomo, czy tam jest pachnica, czy jej nie ma. Można jednak użyć pułapek feromonowych. Pachnica dębowa, jak sama nazwa wskazuje, to owad, który bardzo ładnie pachnie. Samce tego gatunku wabią feromonami samice i emitują ten zapach na tyle silny, że jest nawet wyczuwalny dla człowieka, choć nie jesteśmy gatunkiem obdarzonym najsilniejszym powonieniem. Przy czym tu należy od razu zaznaczyć, że pułapki feromonowe będą wabiły tylko jedną płeć: samice. A co z samcami? Można tylko liczyć na to, że do pułapek zabłąka się kilka, sprawdzających na przykład, czy pod zapachem nie kryje się jakiś konkurent.

Tomasz Fenske:
Przyjmijmy jednak, że mamy dostęp do larw. Co wtedy?

Andrzej Oleksa:
Jest kilka dróg. Według mnie najlepsza to taka, która polegałaby na przechowaniu pędraków w warunkach laboratoryjnych i rozmnożeniu ich do postaci dorosłych. Wtedy można by było wypuścić je na wolność mając pewność, że sobie poradzą. Bo tak, jeśli po prostu przesypiemy pędraki z jednej dziupli do drugiej, nie wiemy nawet, co tam będzie w tym drzewie, czy będzie już odpowiednie próchnowisko, czy sobie poradzą. Może być tak, że my je przesypiemy, a one pozdychają.

Tomasz Fenske: Hodowla to jednak pewnie drogi wariant...

Andrzej Oleksa: Niestety tak, tym bardziej, że to już przedsięwzięcie zaplanowane na długi czas. Cały proces mógłby trwać nawet cztery-pięć lat. Szkoda, że nie pomyślano o tym wcześniej: Unia Europejska chętnie łoży na ochronę gatunków, jestem pewien, że można by było uzyskać na ten cel dodatkowe pieniądze i zaprojektować drogę tak, by nie trzeba było wycinać drzew. A tak koszt samego przenoszenia z hodowlą może wynieść nawet 100 tys. złotych.


Informacje do ramki: dr Andrzej Oleksa jest pracownikiem Katedry Biologii Eksperymentalnej w Zakładzie Genetyki Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Pełni funkcję krajowego konsultanta d.s. ochrony pachnicy dębowej. Opracowywał program ochrony tego gatunku chrząszcza w ramach unijnego programu "Natura 2000".