"Przypadki pojawienia się błonicy, której możemy zapobiegać właściwie w pełni, pokazują, że to już nie jest jakieś wirtualne ryzyko" - mówił w Radiu RMF24 prof. Krzysztof Pyrć z Małpolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, pytany, czy jest możliwe, że w Polsce wzrośnie liczba przypadków błonicy. To niebezpieczna choroba, która jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku wywoływała epidemie. Dzięki szczepieniom została populacyjnie wyeliminowana.
Błonica to przykład choroby zakaźnej, którą w Europie praktycznie wyeliminowało wprowadzenie obowiązkowych szczepień. Obecnie w europejskich krajach zgony z powodu błonicy zdarzają się raz na kilkadziesiąt lat, zwykle u niezaszczepionych dzieci. Inaczej jest np. w Afryce - tylko w Nigerii od maja 2024 r. do połowy marca 2025 r. na błonicę zmarło ponad 1300 osób.
O tej chorobie głośno zrobiło się w ostatnich dniach, bowiem błonicę wykryto u 6-letniego chłopca, który nie był szczepiony. Dziecko wróciło z wakacji w Afryce.
Ponadto, jak poinformowano, dorosły pacjent hospitalizowany w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu z podejrzeniem błonicy ma objawy kliniczne tej choroby i jest leczony w tym kierunku, choć zakażenia nie potwierdzają jeszcze badania mikrobiologiczne.
Miał on kontakt z dzieckiem zakażonym błonicą, które leczone jest na oddziale intensywnej terapii wrocławskiego szpitala.
Prof. Krzysztof Pyrć zauważył, że na razie trudno jest odpowiedzieć na pytanie, czy jest ryzyko, że w Polsce wzrośnie liczba przypadków błonicy.
Przypadki pojawienia się błonicy, której możemy zapobiegać właściwie w pełni, pokazują, że to już nie jest jakieś wirtualne ryzyko. To nie jest jakaś daleka przyszłość, tylko po prostu to jest rzeczywistość, która nas czeka, jeżeli nie potraktujemy ostrzeżeń poważnie - mówił.
Według niego najważniejsze jest to, żeby pojawił się jasny przekaz, że sprawa jest poważna i nie powinno się unikać szczepień. Podkreśla, że nie chodzi o indywidualne przekonania czy wybory, ale o bezpieczeństwo wspólne.
To nie jest kwestia tego, że ktoś będzie uciekał, bo wierzy, nie wierzy. To jest sprawa poważna, która dotyczy nas wszystkich, bezpieczeństwo nas, naszych dzieci. I to pokazuje, że państwo traktuje sprawę poważnie - wyjaśniał.
Ekspert jest zdania, że systemowo powinno się zwiększać świadomość, że nie szczepiąc swoich dzieci, nie odnawiając swoich szczepień, zagrażamy swojemu życiu, obciążamy system służby zdrowia, ale zagrażamy też życiu i zdrowiu innych.
Główny inspektor sanitarny dr Paweł Grzesiowski zapowiedział rozpoczęcie na początku kwietnia kontroli kart szczepień obowiązkowych wszystkich dzieci w Polsce. Według niego kontrola dostarczy rzeczywistych danych o tym, ile z nich jest niezaszczepionych.
W Polsce obowiązek szczepień ochronnych ze względu na wiek obejmuje około 7,5 mln dzieci i młodzieży.
Obligatoryjność szczepień nakłada ustawa o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych oraz rozporządzenie ministra zdrowia. Obecnie obowiązek dotyczy ochrony przed 13 chorobami zakaźnymi.
Najwyższa Izba Kontroli wykazała w swoim raporcie (opublikowanym w listopadzie 2024 r.), że brakuje dokładnych danych o liczbie osób, które powinny być zaszczepione, ilu osobom wykonano szczepienia i o liczbie odmów. Ze gromadzonych przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego danych wynika, że liczba odmów szczepień wzrosła z ok. 40 tys. w 2018 r. do ponad 87 tys. w 2023 r. (to ostatnie dostępne dane). NIK ostrzega, że dalszy wzrost odmów szczepień może doprowadzić do wybuchu epidemii groźnych dla życia chorób.