Amerykańska armia ma coraz większe problemy z rekrutacją ochotników do swych szeregów. Według Pentagonu, do wojsk lądowych zaciąga się znacznie mniej osób niż przewidywały plany Departamentu Obrony.
Po zakończeniu wojny wietnamskiej armia amerykańska przeszła na zawodowstwo. Od tej pory reklamy wojska pojawiają w prasie, radio czy telewizji. Chętnych nigdy nie brakowało - w amerykańskim wojsku można dobrze zarobić, obcokrajowcy mogą zdobyć obywatelstwo, w armii często zaczyna się wielką karierę.
Problemy z rekrutacją pojawiły się, gdy z Iraku zaczęły napływać złe wiadomości, a do kraju wracało coraz więcej metalowych trumien z żołnierzami. Kłopoty z naborem ma nawet elitarny Korpus Ekspedycyjny Piechoty Morskiej, który zawsze borykał się z nadmiarem chętnych. Młodzi mężczyźni i kobiety obawiają się, że mogą trafić do Iraku.
Dlatego w całym kraju odbywają się wielkie akcje promocyjne. Przy okazji imprez sportowych, biura rekrutacyjne organizują konkursy sprawnościowe. By wziąć w nich udział, trzeba wpisać na listę swoje dane. Tym samym uczestnicy takich zawodów mogą być pewni, że wkrótce do ich skrzynek pocztowych trafią materiały promocyjne sił zbrojnych. Szacuje się, że nakłonienie tylko jednej osoby do wstąpienia do armii kosztuje budżet 16 tys. dolarów.
Kłopotów z poborem nie ma tylko lotnictwo i marynarka wojenna, bo dziś służba w tych formacjach jest o wiele bezpieczniejsza niż w jednostkach lądowych. Najnowszym krokiem Pentagonu w walce o rekrutów jest podwyższenie wieku poborowego rekrutów do 39 lat. Ta decyzja zwiększy potencjalną listę poborowych o ponad milionów. Do tej pory granicą wiekową były 34 lata.