Afera z posłem SLD Andrzejem Jagiełłą, autora słynnego starachowickiego ostrzeżenia, przyćmiła aferę Zbigniewa Sobotki, a to przecież na tego wiceministra w MSWiA powoływał się w swoim przecieku poseł Jagiełło. Dlaczego? Zagadkę próbował rozwiązać reporter RMF.

REKLAMA

Przypomnijmy, poseł SLD Andrzej Jagiełło informował swoich kolegów - samorządowców ze Starachowic o planowanej na nich akcji Centralnego Biura Śledczego. Jagiełło powoływał się na informacje od wiceministra spraw wewnętrznych Zbigniewa Sobotki.

Po ujawnieniu tych informacji wersje wydarzeń – w relacjach posła Jagiełły - zmieniały się wraz z upływem czasu. Na początku nic sobie nie przypominał, by już dwa dni później nagle oświadczyć: Dzwowiniłem, ale minister nie ma z tymi nic wspólnego. To był blef - twierdził poseł.

Tydzień później nie było już słowa o Sobotce. Wiceszef MSWiA do tej pory nie został przesłuchany, a prokuratura w Kielcach milczy na ten temat. Dziś więc o tym wątku głucho i cicho. Dlaczego, o tym posłuchaj też w relacji warszawskiego reportera RMF, Romana Osicy:

O kulisach sprawy Jagiełły pisze dzisiejsza prasa. Zgoda SLD na jego aresztowanie to nie była krótka piłka. Liderzy Sojuszu przełamywali opór kolegów kilkanaście godzin. Klub poselski Sojuszu musiał się zbierać dwa razy, a premier, marszałek Sejmu i minister sprawiedliwości rzucili na szalę cały swój partyjny autorytet - pisze "Gazeta Wyborcza". Miller pytał dramatycznie: Myślicie o Jagielle, ale o Sobotce nie?

10:40