Zbigniew Sobotka, wiceszef MSWiA – to on, według pierwszych doniesień, miał być źródłem informacji o planowanej akcji CBŚ, które poseł Andrzej Jegiełło przekazał samorządowcom ze Starachowic. Dziwne jest więc to, że teraz w kontekście afery nazwisko Sobotki już się nie przewija.

REKLAMA

Część obserwatorów uważa, że SLD-owskie władze próbują obniżyć rangę skandalu starachowickiego do wymiaru lokalnego. Niektórzy liderzy Sojuszu zachowują się tak, jakby uciekali przed stadem wilków i co chwilę rzucali im kogoś na pożarcie - mówi były świętokrzyski baron SLD. Henryk Długosz zdaje się więc potwierdzać, że udział Sobotki w Aferze starachowickiej został celowo wyciszony, zatuszowany. Sam zresztą mówi, że został pomówiony, kiedy zarzucono mu, że był źródłem przecieku. Kto go pomówił - tego nie wie, choć podejrzewa, że jego nazwisko podsunięto Jagielle w Sejmie.

Krzysztof Janik, zwierzchnik Sobotki zapewnia, że ufa mu. Z kolei Sobotka zawsze był lojalny i nigdy nie próbował wysuwać się przed szereg. Dobrze im się współpracuje, to sprawny duet, Janik to Polityk, Sobotka to wykonawca - to najczęstsze - oficjalne - opinie o tandemie kierującym resortem spraw wewnętrznych i administracji.

Kiedy jednak reporter RMF wyłącza mikrofon, politycy SLD wskazują na szereg rys na tym pięknym resortowym portrecie.

Obóz zwolenników Janika wytyka Sobotce dawne podejrzenia o współpracę ze Stasi (służby specjalne b. NRD), przypomina, że zdecydowana większość aferzystów, usuniętych ostatnio z MSWiA, to ludzie wiceministra. Zwolennicy ministra zastanawiają się też, dlaczego tak mało mówi się o Sobotce po ujawnieniu afery starachowickiej. Snute są również spiskowe teorie: Sobotka to człowiek Millera, który ma pilnować Janika, którego premier ponoć coraz mniej lubi.

To bzdury - ripostują zwolennicy Sobotki. Wiceminister ma na głowie cały resort, bo Janik na służbach się nie zna. Sobotka to świetny fachowiec, a posądzanie go o związek z aferą to brudna polityczna gierka.

Kto ma rację – trudno rozstrzygnąć. Faktem bezspornym jest jednak to, że w MSWiA afer nie brakuje i że dziwnym trafem o wszystkie oskarżany jest Janik a nie Sobotka, choć to jego ludzi zwolniono.

Zaraz po ujawnieniu przez „Rzeczpospolitą” afery starachowickiej Sobotka usunął się w cień. Nie jest to jednak dziwne. Dziwić mogłoby, gdyby człowiek wymieniany w związku z tak poważną sprawą pełnił obowiązki szefa MSWiA.

Trudno jednak zrozumieć, dlaczego o Sobotce wciąż jest tak cicho. Chyba, że rzeczywiście stoi za nim ktoś potężny...

08:45