Gen. Antoni Kowalczyk, komendant główny policji, zmienił zeznania i obciążył Zbigniewa Sobotkę - wynika z akt śledztwa, które prokuratura przekazała do Sejmu wraz z wnioskiem o uchylenie immunitetu b. wiceszefa MSWiA. O kolejnej odsłonie w sprawie afery starachowickiej pisze „Rzeczpospolita”.
Zarówno w rozmowie z dziennikarzami „Rzeczpospolitej”, tuż przed publikacją głośnego tekstu z 4 lipca, jak i podczas pierwszych zeznań przed kielecką prokuraturą gen. Kowalczyk stwierdził, iż nie informował wiceministra Sobotki o planowanej przez policję akcji w Starachowicach.
Potem jednak zmienił zdanie. Potwierdził, że poinformował Sobotkę o akcji. Szczegóły planu – jak dodał - uzyskiwał od szefa Centralnego Biura Śledczego Kazimierza Szwajcowskiego. Z ustaleń prokuratury wynika także, że tuż przed marcową akcją w Starachowicach kontakty Kowalczyka i Sobotki były bardzo intensywne – podkreśla „Rz”.
Taka zamian zdania oznacza więc, że szef policji w czasie przesłuchań przynajmniej raz kłamał i złożył fałszywe zeznania.
Gen. Kowalczyk zapytany jednak o to wprost przez dziennikarzy „Rz”, nie odpowiedział. Nie będę odpowiadał na żadne pytania na ten temat do czasu zakończenia śledztwa.
Jedną z poszlak obciążających Sobotkę i dowodem, że przeciek do posła Andrzeja Jagiełły wyszedł z Warszawy, jest błąd w liczbie osób, które policja zamierzała zatrzymać.
Z Kielc omyłkowo podano do centrali, że ma być zatrzymanych 28 osób (w rzeczywistości miało ich być 27). Liczbę 28 podał w swojej informacji dla Kowalczyka Kazimierz Szwajcowski, szef CBŚ. Taką samą liczbę miał przekazać Sobotce Kowalczyk. I tę właśnie liczbę wymienił później w telefonie do starosty
starachowickiego Andrzej Jagiełło.
Jagiełło potwierdził w śledztwie, że informacje te pochodziły od Sobotki, a przekazał mu je podczas spotkania przy ul. Rozbrat inny poseł SLD, Henryk Długosz, który siedział tam obok Sobotki i rozmawiał z nim.
11:35