Wyznania skruszonego gangstera doprowadziły do rozwiązania tajemnicy jednej z największych zagadek kryminalnych współczesnej Polski. W rękach policjantów jest już czterech mężczyzn, których prokuratura podejrzewa o napad i zamordowanie byłego premiera PRL Piotra Jaroszewicza i jego żony Alicji. Do morderstwa doszło 26 lat temu. Zatrzymani to byli członkowie słynącego z brutalności gangu karateków, który działał w latach 80. i 90. Dwóch odsiaduje wyroki za inne przestępstwa. Trzecia osoba została niedawno zatrzymana w związku z innym przestępstwem i jest w areszcie. Czwartą zatrzymano we wtorek rano. Zatrzymania dokonało na polecenie prokuratury Centralne Biuro Śledcze Policji.
Trzej sprawcy zabójstwa usłyszeli już zarzuty. Dwaj przyznali się do winy.
Wszystko wskazuje dzisiaj - oczywiście ta sprawa będzie rozstrzygana dopiero przez sąd, więc mówię tu dzisiaj o poziomie wysokiego prawdopodobieństwa - że prokuratorzy, policjanci - pracujący nad tą sprawą - dokonali przełomu i doprowadzili do postawienia zarzutów kryminalnych trzem sprawcom zabójstwa. Dwóch, którym ogłoszono zarzuty i przesłuchano jako podejrzanych w tej sprawie, przyznało się do popełnienia tej zbrodni, opisują szczegóły przebiegu przestępstwa zabójstwa oraz rabunku - poinformował w środę mówił prokurator generalny i minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
Wobec dwóch osób został dziś złożony wniosek o aresztowanie. W czwartek sąd podejmie decyzję w tej sprawie.
Funkcjonariusze wpadli na nowy trop ws. zabójstwa byłego premiera i jego żony przy okazji pracy nad sprawą porwania 10-latka w Krakowie.
Według ustaleń RMF FM, jeden z zatrzymanych w tej sprawie ujawnił nowe informacje związane z morderstwem małżeństwa Jaroszewiczów.
Opowiedział ze szczegółami o przygotowaniach, samym napadzie i zabójstwie. Co ważne, wskazał konkretnych sprawców. Weryfikacja materiałów trwała wiele miesięcy.
W połowie stycznia tego roku informowaliśmy o zatrzymaniu wspólnika Bogusława K., porywacza z Krakowa, podejrzanego o uprowadzenie 10-letniego chłopca, a także krakowskiego biznesmena.
Z nieoficjalnych ustaleń reporterów RMF FM wynikało, że zatrzymanym był członek gangu karateków.
Dariusz S., kiedy trafił do aresztu, zaczął współpracować ze śledczymi. Opisał m.in. okoliczności napadu sprzed lat na willę Jaroszewiczów. Prokuratorzy zaczęli weryfikować te informacje.
Ostatnim punktem sprawy było zatrzymanie we wtorek jedynego z podejrzanych, który przebywał na wolności. To również były członek gangu karateków. Wpadł w okolicach Radomia.
Był całkowicie zaskoczony, gdy rano funkcjonariusze CBŚP ze wsparciem antyterrorystów zapukali do jego drzwi.
To właśnie zeznania Dariusza S. miały być kluczowe dla rozwikłania sprawy. Mężczyzna miał podać takie fakty, które tylko potwierdzały wcześniejsze ustalenia, ale przede wszystkim wskazywały nowe tropy.
Napad na willę Jaroszewiczów był zaplanowany. Przestępcy wiedzieli, że chcą okraść byłego premiera. Liczyli, że w domu znajdą sporą sumę pieniędzy.
Przestępcy nie zabrali wartościowych przedmiotów. Były bardzo charakterystyczne. Zdawali sobie sprawę, ze trudno będzie je sprzedać.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Gang karateków działał w Polsce w latach 80. i 90. Grupa "specjalizowała się" w brutalnych napadach na wille w całym kraju. Miała ich na koncie co najmniej 25.
Członkowie gangu poznali się w sekcji karate AZS działającej przy dawnej Wyższej Szkole Inżynierskiej w Radomiu.
Chociaż mieszkanie Jaroszewiczów nie zostało splądrowane, to z materiałów śledczych wynika, że napad na ich willę miał charakter rabunkowy.
Małżeństwo Jaroszewiczów zamordowano w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r. w ich willi przy ulicy Zorzy w warszawskim Aninie.
Sprawcy najprawdopodobniej weszli przez balkon na piętrze. Były premier był przed śmiercią torturowany. Przywiązano go do fotela, bandyci zacisnęli mu na szyi rzemienną pętlę.
Zwłoki Alicji Solskiej-Jaroszewicz znaleziono w łazience na piętrze. Zginęła od strzału w głowę z bliskiej odległości ze sztucera męża. Miała związane ręce.
Z materiałów sprawy wynikało, że z willi Jaroszewiczów nic nie zginęło, poza dwoma pistoletami. Nie została skradziona biżuteria, kolekcja znaczków pocztowych, obrazy czy książeczki czekowe. Mieszkanie nie zostało splądrowane. Bałagan mordercy zostawili tylko w gabinecie Jaroszewicza.
Według ustaleń RMF FM, przestępcy przygotowywali się do napadu przez długi czas. Wiedzieli, że w willi mieszka były premier. Wiedzieli też, że ma spory majątek.
Alicja Solska miała 67 lat, a jej mąż, były PRL-owski premier Piotr Jaroszewicz - 83.
Reporter RMF FM Krzysztof Zasada rozmawiał z Dariuszem Janasem, byłym policjantem, który jako pierwszy - po zgłoszeniu o napadzie - wszedł do willi małżeństwa Jaroszewiczów.
Jak podkreśla były funkcjonariusz, jego oczom ukazał się obraz typowy dla napadów rabunkowych, czy włamań do mieszkań, w których obecni są właściciele.
Były porozrzucane przedmioty, ślady walki na dole. Tam prawdopodobnie pan Jaroszewicz został uderzony w głowę, bo krwawił. Potem został przeniesiony na górę do swojego gabinetu, gdzie przywiązano go do fotela - opowiada Janas.
Tam Piotr Jaroszewicz był torturowany. Duszono go m.in. skórzanym paskiem. W tym czasie jeden z napastników pilnował żony premiera Jaroszewicza. Kobieta została zamknięta w łazience. Tam zginęła postrzelona z broni męża, którą bandyci zabrali z pancernej szafy.
Prawdopodobnie stało się to przez błąd, albo przez nieobeznanie z bronią. Ta broń była bardzo czuła. (...) Ten strzał prawdopodobnie był przypadkowy - podkreśla Janas.
Z willi Jaroszewiczów bandyci skradli przede wszystkim wyroby ze złota, zegarek, a także pieniądze. W sejfie miało być kilka tysięcy dolarów.
Chciałbym spojrzeć sprawcom w oczy - mówi RMF FM Andrzej Jaroszewicz - syn zamordowanego PRL-owskiego premiera. Andrzej Jaroszewicz przez 26 lat walczył o wyjaśnienie sprawy morderstwa swojego ojca i odnalezienie winnych. Jego zdaniem sprawcy próbowali wydobyć od byłego premiera niejawne informacje, o czym świadczą tortury. Nie wierzy, że chodziło wyłączanie o kradzież.
Jego zdaniem sprawcy próbowali wydobyć od byłego premiera niejawne informacje, o czym świadczą tortury. Nie wierzy, że chodziło wyłączanie o kradzież. Ja byłbym bardzo ostrożny z tym motywem rabunkowym - podkreśla Andrzej Jaroszewicz. Byłbym bardzo ostrożny z podawaniem powodów tego zabójstwa. Moim zdaniem za szybko zaczęto mówić o motywie rabunkowym - mówi Andrzej Jaroszewicz.
Nie poruszono jednego ważnego zagadnienia - czy to nie było zabójstwo zlecone. W moim przekonaniu odpada motyw rabunkowy - tak o zabójstwie małżeństwa Jaroszewiczów mówi w rozmowie z RMF FM kryminolog, profesor Brunon Hołyst.
Profesor Hołyst zwraca też uwagę na fakt, że cały napad trwał bardzo długo. Skąd się wzięły udręki, cierpienia Jaroszewicza przed śmiercią, gdzie żądano od niego kodu dostępu do szafy pancernej, w której znajdowały się bardzo ważne dokumenty? - pyta. Moim zdaniem motyw rabunkowy odpada, mogą tu być inne motywy, na przykład polityczne - zauważa. Według niego mogło tu chodzić o zlecenie, nie tylko zabójstwa, ale też choćby zdobycia konkretnych dokumentów.
Prokuratura w kwietniu 1994 r. oskarżyła o zbrodnię czterech doskonale znanych funkcjonariuszom mieszkańców Mińska Mazowieckiego. Motywem miał być rabunek.
Byli to Krzysztof R. - "Faszysta", Wacław K. - "Niuniek", Henryk S. - "Sztywny" i Jan K. - "Krzaczek". Wszyscy od początku twierdzili, że są niewinni, a prokuratura bezzasadnie przypisuje im zabójstwo Jaroszewiczów.
Po dwóch latach procesu i wycofaniu zeznań przez kilku świadków oraz odmowie składania zeznań przez innych, a także wobec niemożności powiązania oskarżonych z innym zabójstwem, prokurator sam wystąpił o ich uniewinnienie.
Stwierdzam, że po dwuletnim procesie zaszła sytuacja, która nie upoważnia prokuratura do wnoszenia o stwierdzenie winy oskarżonych - mówił w 1998 r. w mowie końcowej prok. Andrzej Bartecki.
Sąd ocenił w uzasadnieniu wydanego wyroku, że w początkowej fazie śledztwa organa ścigania dopuściły się rażących uchybień. W 2000 r. wyrok uniewinniający utrzymał Sąd Apelacyjny w Warszawie.
Potem nowe śledztwo w sprawie zabójstwa Jaroszewiczów wszczęła Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. Pojawiły się bowiem nowe materiały.
Chodziło o uznawane od 2006 r. za zagubione odbitki linii papilarnych utrwalone na foliach daktyloskopijnych. Dostały się one w ręce dziennikarzy, którzy przekazali dowody prokuraturze.
(ug)