Prokuratorzy wojskowi zażądali we wtorek kary śmierci dla amerykańskiego żołnierza oskarżonego o zabójstwo 16 cywilów w Afganistanie. Śledczy uznali, że sierżant Robert Bales popełnił "haniebne i nikczemne zbrodnie".
Masakra z 11 marca wywołała szok w USA. Sprawa dbiła się także szerokim echem na świecie i zaostrzyła napięcia między wojskami USA i NATO w Afganistanie a miejscową ludnością i rządem prezydenta Hamida Karzaja. Ten ostatni zażądał wycofania wojsk USA i NATO z afgańskich wiosek.
Podczas wstępnego przesłuchania koledzy Balesa mówili, że w po maskarze wrócił ona do bazy cały we krwi. Miał też w kółko powtarzać zdanie: "Sądzę, że zrobiłem właściwą rzecz".
Żaden z afgańskich świadków strzelaniny nie był w stanie zidentyfikować Balesa jako sprawcy zabójstw. Jednoznacznie wskazały na niego jednak inne dowody, w tym ślady krwi na mundurze.
Według obrońcy żołnierza, Bales dokonując zabójstw nie mógł działać sam. Mecenas Johna Henry Browne podkreślił też, że jego klient cierpiał na zaburzenia stresu pourazowego.