W Irlandii odbyło się wczoraj referendum w sprawie aborcji. Głosowano nad rządową propozycją zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych - i tak najbardziej restrykcyjnych w Europie. Proponowano zakaz przerywania ciąży, nawet, gdyby matka groziła samobójstwem. Oficjalne wyniki referendum mają być znane dziś.
"Nieważne, jak zagłosujemy. Rezultat będzie jeden: kobieta, która będzie chciała usunąć ciążę, po prostu pojedzie do Anglii". To opinia 37-letniej Marian Loftus z Dublina, matki dwójki dzieci. Dziesięć lat temu Sąd Najwyższy zgodził się na przerwanie ciąży u zgwałconej 14-latki, która groziła, że targnie się na swoje życie.
Efekty tego precedensowego orzeczenia miałaby zlikwidować poprawka do konstytucji. Sondaże wskazywały, że siły zwolenników i przeciwników surowszych przepisów są podobne. Oficjalne wyniki referendum mają być znane dziś.
W Stanach Zjednoczonych, Sąd Najwyższy zalegalizował prawo do aborcji blisko 30 lat temu. Mimo to, sprawa ta wciąż budzi olbrzymie emocje i raz po raz wywołuje spory.
We Francji co rok przeprowadza się prawie ćwierć miliona aborcji. Kobiety nie muszą tłumaczyć powodów swojej decyzji. Koszty zabiegów są zwracane przez publiczny system ubezpieczeń zdrowotnych. Mimo że prawo kobiet do usuwania ciąży jest uważane nad Sekwaną za niepodważalne, to władze niepokoją się wzrostem liczby zabiegów wśród nastolatek.
Co roku prawie siedem tysięcy Irlandek wyjeżdża do Wielkiej Brytanii, by tam przerwać ciążę. Brytyjskie prawo jest bowiem bardzo liberalne.
rys. RMF
08:20