Katowicki oddział Instytutu Pamięci Narodowej wysłał listy gończe za dwoma byłymi milicjantami, którzy brali udział w pacyfikacji kopalni "Wujek" w 1981 roku. Jan Prosowski i Roman Schmidt wyjechali z Polski w początkach lat 90.
Obaj funkcjonariusze są podejrzani o strzelanie 16 grudnia 1981 roku w kopalni "Wujek" do górników protestujących przeciw wprowadzeniu stanu wojennego. Zginęło wtedy 9 robotników. Ich sprawę wyłączono z głównego śledztwa przeciw członkom plutonu specjalnego ZOMO, który strzelał w "Wujku".
8 stycznia katowicki sąd wydał na wniosek IPN postanowienie o ich aresztowaniu, co pozwoliło na wystawienie listów gończych wobec obu podejrzanych - poinformowała w środę Ewa Koj, naczelnik pionu śledczego IPN w Katowicach.
Według IPN-u, milicjanci uciekli z kraju, kiedy ówczesna Prokuratura Wojewódzka w Katowicach zajęła się sprawą pacyfikacji śląskich kopalń i zaczęła stawiać zarzuty. Prosowski i Schmidt wyjechali do Niemiec jeszcze przed przesłuchaniem w prokuraturze. Obaj są dziś obywatelami niemieckimi. Schmidt (kiedyś - Ratajczyk) zrzekł się obywatelstwa polskiego, Prosowski ma zaś podwójne obywatelstwo.
Zdaniem IPN, obaj brali udział w pacyfikacji kopalni "Wujek", a po akcji napisali oświadczenia o tym, ile zużyli amunicji i że oddawali strzały. Czyny, które mieli popełnić uznawane są za zbrodnię komunistyczną, dlatego nie są przedawnione. Przestępstwa są już jednak przedawnione w Niemczech. Dlatego, mimo że IPN zna adresy byłych zomowców, nikt ich nie aresztuje i nie wyda Polsce. Będzie ich można zatrzymać tylko wówczas, jeżeli sami przyjadą do kraju.
Proces w sprawie masakry w kopalni "Wujek" zacznie się - już po raz trzeci - prawdopodobnie późną wiosną przed sądem w Katowicach. IPN prowadzi też śledztwo przeciw prokuratorom wojskowym, którzy utrudniali pierwsze, prowadzone w stanie wojennym, śledztwo w sprawie śmierci górników. Mieli oni zacierać ślady i w ten sposób pomagać milicjantom uniknąć kary. Akt oskarżenia w tej sprawie ma trafić do sądu w pierwszym półroczu.
06:15