"Teraz wszystko jest możliwe" - tak unijni dyplomaci komentują zgłoszenie przez polski rząd kandydatury Jacka Saryusz-Wolskiego zamiast Donalda Tuska na stanowisko szefa Rady Europejskiej. Czy zatem poparcie unijnych rządów dla byłego premiera Polski nie jest już takie pewne?
Polski rząd wystawiając kandydaturę Jacka Saryusz-Wolskiego na szefa Rady Europejskiej wprowadził w unii spore zamieszanie. W stolicach krajów Wspólnoty zapanowała nerwowość - pojawił się realny kłopot...
W weekend rozdzwoniły się telefony między przywódcami UE. Pojawiło się także sporo negatywnych emocji wobec Warszawy, która w imię własnych gierek politycznych wywróciła do góry nogami nieformalne uzgodnienia chadeków, liberałów i socjalistów w kwestii wyboru Donalda Tuska na drugą kadencję.
Nikt z przywódców UE nie bierze oczywiście na serio pod uwagę kandydatury Jacka Saryusz-Wolskiego. Większość z nich o jego istnieniu dowiedziała się po raz pierwszy (to informacja dla tych, którzy sądzą, że Saryusz-Wolski jest w UE szerzej znany poza budynkiem europarlamentu). Jednak dla wielu przywódców wybór Tuska - przy sprzeciwie kraju, z którego pochodzi i przy poparciu przez jego państwo innego kandydata - jest co najmniej trudny. Tę informację potwierdziło mi źródło w Brukseli.
Już 3 marca pisałam, że unijne stolice nie są zachwycone scenariuszem, zgodnie z którym Tusk zostanie wybrany na szefa RE przy sprzeciwie swojego kraju. Żaden z unijnych przywódców - z Angelą Merkel na czele - nie chciałby takiego scenariusza - mówił wówczas dyplomata dużego kraju. Powstałby bowiem precedens, którego wszyscy przywódcy się obawiają. Każdy bowiem myśli, że i jemu kiedyś taka sytuacja mogłaby się przytrafić: że inni mogą poprzeć jego przeciwnika politycznego.
Teraz, po przedstawieniu kandydatury Jacka Saryusz-Wolskiego, te rozterki wśród przywódców jeszcze bardziej się pogłębiły. Wątpliwości mają np. mniejsze kraje, które łatwiej mogłyby paść ofiarą podobnego scenariusza.
Rozmówcy dziennikarki RMF FM zwracają uwagę, że funkcja przewodniczącego Rady Europejskiej "to młoda instytucja" i "bardziej międzyrządowa" niż Komisji Europejska, której szef Jean Claude Juncker został wybrany mimo sprzeciwu Londynu i Budapesztu. W przypadku szefa Rady Europejskiej scenariusz "a la Juncker" nie jest więc tak oczywisty. Wśród szefów państw i rządów istnieje pewna solidarność ponad podziałami - ujawnia jeden z dyplomatów.
Teraz przywódcy UE muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest dla nich ważniejsze: ta wewnętrzna "solidarność" czy logika kontynuacji, którą zapewnia wybór Tuska.
Nie bez znaczenia jest także chęć ukarania polskiego rządu. Przywódcy UE zdają sobie sprawę, że rezygnując z poparcia dla Tuska robią prezent polskiemu rządowi, wobec którego jest wiele zarzutów w kwestiach praworządności. Jeżeli będą różne odpowiedzi na to pytanie, to socjaliści i liberałowie zaczną zgłaszać swoich kandydatów. Wbrew pozorom czekają tylko na taką możliwość.
Rozstrzygające będą najbliższe dni - na przykład dzisiejsza rozmowa kanclerz Niemiec Angeli Merkel z prezydentem Francji Francois Hollandem. Angela Merkel ma trudny orzech do zgryzienia: z jednej strony nie chce otwierać puszki Pandory i skłócać Unii walką kandydatów, z drugiej jednak nie chce poniżać Polski, wybierając Tuska wbrew rządowi RP.
(mal)