Pod łóżkiem, na półce z książkami, a może w szafce w kuchni – krasnoludki żyją wśród nas. Nie trzeba przekonywać o tym wrocławian, którzy mają nawet własne muzeum skrzatów. Krasnale spotkać można także na wrocławskiej starówce.
Rzeźnik, Szermierz, Pracz Odrzański i dwa Syzyfki – wszyscy mierzą 35 centymetrów wzrostu, każdy na głowie ma szpiczastą czapkę. Ich mosiężne figurki, które powstały ponoć na podstawie istniejących skrzatów, można spotkać w kilku miejscach wrocławskiej starówki.
- Kraków ma Lajkonika, my mamy krasnoludki - mówią dumnie mieszkańcy stolicy Dolnego Śląska. Z wierzącymi w istnienie skrzatów wrocławianami rozmawiała Barbara Zielińska:
We wrocławskich kamieniczkach Jaś i Małgosia swą siedzibę ma także muzeum krasnoludków. Jednak wstęp mają tam tylko ci, którzy w istnienie maleńkich stworzeń naprawdę wierzą.
A ściślej kilka lat temu praw krasnoludków postanowiła bronić tajemnicza organizacja, Front Wyzwolenia Krasnali. Jej członkowie nocą wykradali z ogrodów statuetki skrzatów, by – jak podkreślano w komunikatach grupy - „zwrócić im wolność”. Polegało to na przewożeniu krasnali do lasów bądź na główne place miasteczek Alzacji i Lotaryngii.
Francuskiej policji nigdy nie udało się schwytać członków organizacji, działających głównie na wschodzie kraju. Teraz jednak nikt już nie troszczy się o prawa krasnoludków we Francji. Od dwóch lat bowiem Front nie daje znaku życia. Przykry był też los skrzatów, wykradzionych z ogrodów. Te, które nie odnalazły swoich prawowitych właścicieli, zostały sprzedane na publicznych licytacjach.
Nie zanosi się więc na to, by ktoś mógł pozbawić wrocławian ich pięciu krasnoludków, które upodobały sobie miejską starówkę.