W sklepach na jednym ze statków wolnocłowych należących do polskiego armatora sprzedawano alkohol zapakowany w foliowe woreczki, mimo zakazu Urzędu Morskiego w Szczecinie. Przepis wprowadzono po tragedii, do jakiej doszło w czerwcu tego roku. Przypomnijmy: jeden z przemytników, oklejając się woreczkami pełnymi spirytusu, przepalał taśmę klejącą ogniem z zapalniczki. Mężczyzna się zapalił. Lekarze nie zdołali go uratować.
Wydawać by się mogło, że armator złamał przepisy i powinien ponieść konsekwencje. Ale szkopuł w tym, że prawo nie zostało naruszone. Armator sprytnie wykorzystał tylko lukę w przepisach.
Alkohol w woreczkach sprzedawany był w specjalnych aluminiowych skrzynkach z etykietą „opakowanie pożarowe”
Klient przychodził do sklepu, kupował alkohol w woreczkach, umieszczonych w specjalnej puszce (...) i po tym, jak już się woreczkami okleił, odnosił do sklepu opakowanie. Bo to było opakowanie zwrotne, za kaucją 2 euro – powiedział RMF Janusz Wilczyński z Izby Celnej w Szczecinie.
I choć działania armatora można określić jednym zdaniem: nakłanianie do przemytu, to nie zostanie on ukarany. Urząd Morski i Izba Celna ze Szczecina nakazały jedynie wycofania towaru ze sklepów. Jak zapewnia reporter RMF, „przeciw pożarowych puszek” nie można już kupić...
Foto: Jerzy Korczyński, RMF Szczecin
21:10