Jeden z mieszkańców Gliwic twierdzi, że pobili go strażnicy miejscy. Mężczyzna od wczoraj leży w szpitalu. Straż miejska nie zaprzecza, że doszło do interwencji, ale stanowczo odpiera zarzut o pobiciu.
A wszystko zaczęło się od... porannego spaceru z psem. Mężczyzna przyznaje, że wyprowadzał zwierzę bez smyczy. Zauważył to patrol straży miejskiej. A ponieważ jest to wykroczenie, strażnicy postanowili interweniować. Od tego momentu obie strony widzą całe zajście inaczej.
Obydwaj strażnicy zaczęli minie popychać, poszturchiwać. Przewrócili mnie na ziemię, bijąc pałką. Straciłem przytomność - opowiada mężczyzna.
Strażnicy mówią z kolei, że ostrzegali mężczyznę, że jeśli nie zastosuje się do poleceń, użyją siły fizycznej. Przyznają też, że doszło do małej szamotaniny, mężczyzna złapał za palce ręki strażnika i w wyniku tego doszło do złamania - opowiadają.
Sprawę będzie wyjaśniać prokuratura. Mężczyzna złożył doniesienie, oskarżając strażników o przekroczenie uprawnień.
23:00