Wybuch w elektrowni atomowej w Balakowie - echa tej plotki na początku listopada zeszłego roku dotarły nawet do Polski. Wywołały panikę nie tylko w rejonie, gdzie rzekomo doszło do wycieku, ale i u nas.
Plotka – jak mówi przysłowie – wylatuje wróblem, a wraca krową. W i tym przypadku było podobnie. W elektrowni atomowej w Balakowie w obwodzie saratowskim - ponad 2000 km od naszych granic - zaczął przeciekać zupełnie niegroźny rurociąg. Ale nawet wówczas zasady bezpieczeństwa wymagają, by reaktor został zatrzymany. Kilka dni wcześniej w elektrowni przeprowadzono ćwiczenia obrony cywilnej, więc informacja o drobnej usterce połączona z wielkim zgromadzeniem jednostek specjalnych wywołała plotkę o katastrofie.
Okoliczne miejscowości wpadły w panikę, ludzie zaczęli masowo wykupywać lekarstwa zawierające jod; kilka osób trafiło nawet do szpitala z objawami zatrucia. Na dodatek ktoś postanowił uderzyć w miejscowego gubernatora i w Internecie pojawiła się strona podgrzewająca niesprawdzone pogłoski.
Już po dwóch dniach także i w Polsce ludzie nerwowo pytali o płyn Jugola. Minął tydzień, zanim nastroje się uspokoiły.