Ulster budzi się dziś z lekkim sercem. Wczorajszy marsz zakonu oranżystów w mieście Portadown przebiegł bez zakłóceń. Na trasie, która wiedzie przez katolicką ulicę miasta, stanęła policyjna barykada i wojskowe zasieki. Co roku marsz ten doprowadza do napięć w całej Irlandii Północnej.

Ponad 600 osób zebrało się na wzgórzu Drumcree. Tłum zachowywał się jednak powściągliwie. Tym razem w kierunku policji strzelano tylko sztucznymi ogniami, choć na stalową bramę poleciała "symboliczna" butelka z benzyną. Niektórzy protestanci starali się sforsować zasieki i poszerzoną przed dwoma dniami fosę, jednak bezskutecznie. Zamaskowani młodzieńcy musieli w końcu przyznać, że atmosfera jaka panowała wokół wzgórza ubiegłej nocy, bardziej przypominała festyn niż pole bitwy. To niesłychanie ważne dla dalszego przebiegu sezonu protestanckich marszów. Zazwyczaj wynik procesji w Portadown jest swoistym papierkiem lakmusowym. Spokojna ubiegła noc w Ulsterze może oznaczać spokojny lipiec.

Protestanci maszerują co roku dla uczczenia historycznych zwycięstw nad katolikami. Często trasy ich procesji wiodą przez sam środek katolickich dzielnic. Katolikom nie podobają się takie archaiczne przejawy tryumfalizmu. Protestanci z kolei uważają, iż mają prawo do kultywowania w ten sposób wielowiekowej tradycji.

Rys. RMF

09:10