Miał promować Polskę i brać udział w prestiżowych regatach, tymczasem uszkodzony cumuje w małej marinie na Rhode Island w Stanach Zjednoczonych. Jacht "I love Poland" kupiony za 900 tysięcy euro ma złamany maszt i uszkodzoną burtę.
Załoga przez kilka godzin walczyła o uratowanie sprzętu, który jest na jachcie i wprowadzenie jednostki do portu. Koszt naprawy może iść nawet w setki tysięcy złotych.
Jacht "I love Poland" w najbliższych dniach zostanie wyciągnięty z wody i będzie naprawiany na lądzie. Ten remont potrwa wiele tygodni.
O uszkodzeniu jachtu, który miał promować kraj, nikt nie poinformował. O sprawie dowiedział się amerykański korespondent RMF FM Paweł Żuchowski.
W specjalnym systemie ostatnie dane o pozycji jednostki są z 22 kwietnia. Właśnie tego dnia złamał się maszt, który później uszkodził burtę. Jacht "I Love Poland" znajdował się 50 mil na wschód od półwyspu Sandy Hook. Wcześniej wypłynął z portu w Nowym Jorku.
Korespondentowi RMF FM udało się porozmawiać z kapitanem jachtu "I love Poland" Jarosławem Kaczorowskim.
Żadnego błędu jako żeglarze nie zrobiliśmy. Zawiódł sprzęt - tłumaczył kapitan. Jachty to są bardzo skomplikowane przyrządy służące do pływania. Tam jest mnóstwo elementów, które mogą zawieść. Czasami coś pęknie, coś zawiedzie - przekonywał.
Pytany o to, jak długo potrwa naprawa, Kaczorowski przyznał, że trudno to precyzyjnie określić. Ten sprzęt, który musimy dokupić, te elementy takielunku to nie jest coś, co jest w sklepie na półce - wyjaśnił. Są dwie firmy na świecie, które robią takie rzeczy. Jest wiosna, więc wszyscy chcą teraz kupować. Trzeba te elementy zamówić i poczekać w kolejce - przyznał.
Jak tylko się tutaj ogarniemy to będziemy promować Polskę - zapewnił Kaczorowski. To chyba dobra promocja Polski, jak sobie poradziliśmy na morzu z taką awarią, nie wzywaliśmy żadnych służb ratunkowych i nikomu nic się nie stało - zauważył.
To nie pierwsze problemy związane z rejsem, który miał promować Polskę z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości. Początkowo projekt - za blisko 20 milionów złotych - nazywał się "Polska 100" , a za jego sterami miał stać Mateusz Kusznierewicz. Jacht trzeba było jednak przemalować - po konflikcie między Polską Fundacją Narodową a słynnym żeglarzem. Strony porozumiały się w czerwcu, wtedy powstał projekt I love Poland.
PFN chwaliła się m.in. wygraną jachtu w pierwszych regatach, ale dość osobliwie wyjaśniała strategię promowania Polski na świecie - na przykładzie "biało-czerwonego weekendu" zorganizowanego w Miami.
Na zdjęciach z wydarzenia widoczne były m.in. puste biało-czerwone leżaki, władze Fundacji i niewielka grupa uczestników. Organizatorzy nie byli w stanie podać, ile osób wzięło w nim udział, wyjaśniali jednak, że biorąc pod uwagę liczbę statków wycieczkowych w porcie, jacht "I love Poland", mogło zobaczyć kilkanaście tysięcy osób. Fundacja sugerowała, że przeczytanie nazwy jest jednoznaczne z promowaniem Polski.
Dalsze losy promocji Polski nie były znane, aż do dziś.
"Jacht I love Poland przygotowywany jest do wyjęcia z wody w celu kosmetycznej naprawy prawej burty" - przyznała Polska Fundacja Narodowa po ujawnionej przez nas awarii. Biuro Prasowe Fundacji nie odpowiedziało na nasze pytanie dotyczące kosztów naprawy, czy powodu ukrywania awarii przez ponad 3 tygodnie. W wydanym oświadczeniu poinformowano m.in. że "nie jest planowana zmiana harmonogramu startu w regatach".