Ekonomiści i politycy kolejny dzień poświęcili analizowaniu przedstawionego przez rząd planu oszczędności w wydatkach socjalnych i administracji. Tym ostatnim - niekwestionowanym - przyjrzeliśmy się i my.
Wśród wielu cięć rząd planuje likwidację stanowisk dyrektorów generalnych w urzędach, zatrudniających poniżej 200 osób. Sęk w tym, że dyrektorzy generalni to elita urzędników należących do apolitycznej służby cywilnej. Pojawia się więc podejrzenie, że pod pozorem oszczędności rząd chce się pozbyć tych, którzy mają wysokie kwalifikacje i nie poddają się wpływom politycznym.
Szef służby cywilnej Jan Pastwa uspokaja: w 18 urzędach centralnych, o które chodzi, nadal pracować będą urzędnicy służby, ale jak dodaje po oszczędnościach: Faktycznie w tym momencie dysponentami kadrowymi staną się prezesi tych urzędów, czyli osoby, które należą do kręgu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe, pochodzące z nominacji, jak się to określa, politycznych.
Ktoś mógłby się domyślać, że rządowi chodzi może o przekazanie służbie cywilnej także kierowania całymi urzędami. Jan Pastwa mówi jednak, że to wymagałoby zmian w ustawie, a zamiar zmiany ustawy w tym zakresie nie jest mi znany. Wygląda więc na to, że bez dyrektorów generalnych z korpusu służby, dzięki oszczędnościom, urzędnikami służby cywilnej będą wprost kierować politycy.
Zapytany o to szef służby potwierdza opinię o nienagannych manierach korpusu: Nie śmiem przypuszczać, żeby rząd w programie ograniczania wydatków publicznych chciał świadomie repolityzować administrację. Ale wszystko na to wskazuje – mówi reporter RMF. To jest wniosek, który pan wyciąga - odpowiada Pastwa.
08:10