Zamrożenie progów podatkowych, likwidacja ulg: mieszkaniowej, na oszczędzanie w kasach mieszkaniowych oraz zakup pomocy naukowych i wprowadzenie 20-procentowego podatku od dochodów z oszczędzania – takie są między innymi założenia projektu zmian w ustawach podatkowych, do którego dotarło RMF. Projektem rząd zajmie się jeszcze dziś.
Wielkiego zaskoczenia nie ma: większość tych zmian wicepremier i minister finansów Marek Belka już zapowiadał, choć z niektórych zrezygnowano. Pozostaje więc wspólne opodatkowanie małżonków – ta ulga miała być zniesiona. Pozostają też ulgi remontowe i na kształcenie. Skutkiem zatwierdzenia tego projektu będzie wzrost stawek podatkowych. Ministerstwo Finansów planuje bowiem zezwolenie na odpisanie od podatku składki zdrowotnej do wysokości 7,5 procent, gdy tymczasem składka ma stopniowo rosnąć co roku aż do wysokości 9 procent. Zdaniem ekspertów efektem tego będzie realny wzrost stawek podatkowych w przyszłym roku o pół procent, a następnie o procent itd.
Ogólnie w przyszłym roku rząd chce zarobić na podatkach o ponad cztery miliardy złotych więcej, w tym na samym zamrożeniu progów 650 milionów złotych. Ministerstwo Finansów twierdzi, że osoby najuboższe stracą najmniej, a najwięcej zapłacą najbogatsi podatnicy – z drugiego i trzeciego przedziału skali podatkowej.
Zapytaliśmy dzisiaj premiera czy będzie nowe podatkowe pomysły konsultował ze związkami: "Zgodnie z przepisami tzn. te rozwiązania, które mają charakter społeczny oczywiście" - odpowiedział. Jeśli minister finansów nie boi się wrogiego pomruku związkowców to pewnie dlatego, że małżonkowie i osoby samotnie wychowujące dzieci nadal oddawać będą fiskusowi nieco mniej. Ten przywilej jest akurat szczególnie korzystny dla Polaków gorzej sytuowanych, ale resort zastosował sprytny wybieg w stylu: "Jedną ręką daję, drugą odbieram". W projekcie ustawy jest pomysł zamrożenia limitu składki na ubezpieczenie zdrowotne odpisywanej przez nas co rok. Odpiszemy nieco mniej, budżet zyska na tym aż 830 milionów a straci każdy jeden podatnik, nie tylko żonaty. I gdyby tą zaniechaną likwidację ulg dotyczącą małżonków porównać do demonstracyjnego "rozboju w biały dzień" to ten drugi zabieg można by nazwać "dyskretną, cichą akcją kieszonkowca". Kiedyś w pierwszej grupie podatkowej było 15 procent Polaków. Oddawali fiskusowi 30 i 40 procent dochodu. Dziś jest w tej grupie tylko 5 procent podatników i to właśnie chciałby rząd zmienić zamrażając progi. Oba te zabiegi - i likwidacja ulg i zamrożenie progów są de facto niczym innym jak podwyżką podatków, którą rząd nam zaserwuje w przyszłym roku choć robi wszystko, by się to tak nie nazywało.
Rząd musi się spieszyć ze zmianami w przepisach podatkowych, bo zgodnie z prawem, podatnicy muszą się o nich dowiedzieć z „Dziennika Ustaw” do końca przyszłego miesiąca. Gabinet Leszka Millera ma więc tylko niecałe pięć tygodni na to, by zmiany w podatkach zatwierdził Sejm, Senat i podpisał je prezydent.
foto RMF
17:25