Kontrowersyjna podwyżka paliwowego podatku pod dużym znakiem zapytania. Sejm zaczął dziś prace nad wprowadzeniem opłaty drogowej - 25 groszy za litr paliwa. Jednak żaden z ministrów rządu Beaty Szydło nie chce dać temu poselskiemu projektowi twarzy. Dziś na przykład jeden z posłów Prawa i Sprawiedliwości Jan Mosiński wycofał swój podpis pod projektem ustawy wprowadzającej nowy podatek paliwowy. "Nie podoba mi się wzrost cen paliw” – powiedział w Sejmie naszemu reporterowi. Tymczasem nasz dziennikarz udowodnił, że pieniądze z opłaty drogowej mogą wcale nie zostać wykorzystane na remonty dróg. Projekt jest tak napisany, że de facto daje rządowi wolną rękę w dysponowaniu tymi pieniędzmi. Mogą zostać zainwestowane w obligacje skarbowe, zasilić w razie potrzeby budżet państwa, a nawet sfinansować kampanię przed wyborami.
Projekt zgłosili posłowie Prawa i Sprawiedliwości, ale oficjalnego stanowisko rządu nie ma. Premier Beata Szydło kilka dni temu powiedziała, że nad pomysłem trzeba się zastanowić. Od tego czasu pytaliśmy rzecznika rządu, co postanowiła szefowa rządu. Rafał Bochenek nie potrafił tego powiedzieć.
Ministerstwo infrastruktury oficjalnie też nic nie mówi, poza jednym z wiceministrów, który pomysł chwali. Milczą dowodzone przez Mateusza Morawieckiego resorty rozwoju i finansów.
Jedna po cichu ministrowie przyznają, że projekt podniesienie podatków za paliwa politycznie kosztuje bardzo dużo: już przesłonił sukces wizyty Donalda Trumpa oraz bardzo dobre wyniki budżetowe. Nie zdziwiłbym się, gdyby dziś pomysł trafił do kosza - powiedział anonimowo jeden z ważnych polityków PiS.
Maleje poparcie dla tego pomysłu. Kolejny poseł Prawa i Sprawiedliwości Jacek Świat rozważa wycofanie swojego podpisu spod projektu. Wcześniej zrobił to inny poseł PiS Jan Mosiński.
Posłowie PiS-u widzą, że podniesienie cen paliw o 25 groszy nie podoba się wyborcom. Ciągle się waham, czy jest to pomysł w 100 proc. dobry, czy jednak trzeba go zmodyfikować albo zrezygnować - mówił poseł PiS Jacek Świat.
Pomysłu broni za to inny poseł PiS Bogdan Rzońca. Drogi nie są partyjne, drogi są publiczne, ludzie giną na tych drogach - argumentował. Dlatego podatek paliwowy na drogi jest według niego konieczny.
Poseł PiS Łukasz Rzepecki mówił z mównicy sejmowej, że ustawa jest zła, antyludzka i antyobywatelska. Zaapelował do koleżanek i kolegów z PiS o wycofanie podpisów pod tą ustawą. Jak argumentował, wprowadzi ona szereg podwyżek począwszy od paliwa skończywszy na żywności.
Nie możemy być jak Platforma Obywatelska w czasie kampanii, która mówiła jedno, a robiła co innego - powiedział poseł PiS - My w kampanii mówiliśmy jasno, że nie podniesiemy podatków, dlatego apeluję do moich koleżanek i kolegów - nie głosujcie za tą ustawą, nie podnoście podatków.
Przeciwko opłacie jest opozycja. Jak mówił prezes Ludowców, PiS chce utworzyć Fundusz Dróg Samorządowych kosztem Polaków, "sięgając do ich kieszeni".
Nie wierzymy, że te pieniądze pójdą na drogi, bo PiS obcinał fundusz na drogi lokalne o 200 mln zł w tym roku, w tym budżecie - mówił Władysław Kosiniak-Kamysz
Według niego "prysła bańka mydlana", w której PiS ciągle obiecywał, że nie będzie żadnych podatków i nowych obciążeń.
O wprowadzaniu nowego podatku mówił też szef PO Grzegorz Schetyna.
Nie ma rządu, wiceminister Szmit schowany pod ławką. Nie dziwię się, że się wstydzi tego projektu, ale nie tylko wiceminister Szmit się wstydzi. Wy się wstydzicie. Tylko 66 z was podpisało się pod tym haniebnym projektem. Boicie się tego projektu, boicie się Polakom spojrzeć w oczy - powiedział Schetyna.
Wbrew zapowiedziom posłów Prawa i Sprawiedliwości, nowy podatek paliwowy wcale nie musi iść na remonty dróg samorządowych. Autorzy projektu ustawy zostawili rządowi furtkę do niemal dowolnego dysponowania tymi pieniędzmi.
Jak zauważa dziennikarz RMF FM Krzysztof Berenda, kluczowy jest artykuł 6. projektu ustawy. Mówi on, że okresowo wolne środki z nowego podatku mogą być inwestowane w obligacje Skarbu Państwa. To oznacza, że gdyby nagle Mateuszowi Morawieckiemu zabrakło gotówki w budżecie, to śmiało będzie mógł czerpać z tego podatku.
Rocznie te 25 groszy za litr paliwa ma przynieść - jak wyliczają autorzy projektu - co najmniej 5 miliardów złotych. Te pieniądze przydadzą się ministrowi finansów w przyszłym roku, gdy będzie potrzebne dodatkowe 10 miliardów złotych na koszty obniżki wieku emerytalnego. W przyszłym roku w budżecie może też zabraknąć niemal 9 miliardów złotych, które w tym roku dał ministrowi finansów Narodowy Bank Polski w ramach przekazania większości swojego zysku.
Oczywiście, artykuł ustawy zawiera drobne zastrzeżenie: w jednym banku (lub grupie banków) maksymalnie można ulokować 25 proc. wolnych środków. To jednak tylko zabezpieczenie przed koncentracją, by nie inwestować pieniędzy w jednym banku, bo gdyby ten upadł, to wszystko byłoby stracone. To zastrzeżenie nie dotyczy inwestowania w państwowe obligacje. W praktyce więc wszystkie pieniądze mogłyby trafić do budżetu, a nie na drogi.
Nie byłoby to nic dziwnego, bo warto pamiętać, jak w przeszłości politycy traktowali na przykład Fundusz Rezerwy Demograficznej. To miał być fundusz na czarną godzinę, gdy zabraknie pieniędzy na emerytury. Miały tam trafiać środki z prywatyzacji. Pieniądze nawet i tam trafiały, ale kolejne ekipy nie chciały ich zostawiać na przyszłość, tylko wydawały od razu. Tu może być podobnie.
Posłowie Prawa i Sprawiedliwości chcą zamienić paliwo na stacjach w paliwo polityczne. Jeden z artykułów projektu ustawy o nowym podatku paliwowym da rządowi możliwość zorganizowania za te pieniądze kampanii przed następnymi wyborami.
Jak to może działać? Te 25 groszy nowego podatku doliczanego do ceny paliw ma iść głównie na fundusz dróg samorządowych. Władze lokalne mają z tego remontować dziurawe drogi.
Jednak w projekcie ustawy jest artykuł 21. Mówi on, że o tym, które drogi zostaną wyremontowane i za ile decydują wojewodowie - a oni przecież podlegają premier Beacie Szydło. Do tego całość ma zatwierdzać minister infrastruktury.
To oznacza, że to rząd zdecyduje, które drogi warto wyremontować i gdzie przed wyborami politycy PiS mają przecinać wstęgi. Pomysłodawcy tego zapisu są bowiem przekonani, że przez rok - do najbliższych wyborów samorządowych - Polacy zapomną o podatku paliwowym i będą cieszyć się z nowych dróg.
Jeśli Sejm zgodzi się na pomysł posłów Prawa i Sprawiedliwości, do każdego litra paliwa sprzedawanego na stacjach benzynowych będzie doliczana opłata drogowa w wysokości 20 groszy plus VAT. Politycy PiS przekonują, że dzięki temu będziemy mieli lepsze drogi i będzie na nich bezpieczniej. Wskazują, że poprzedni rząd zaplanował wiele inwestycji drogowych, ale nie zapewnił wystarczających funduszy na ich realizację.
Politycy opozycji zarzucają PiS-owi, że tych brakujących pieniędzy chce szukać teraz w kieszeniach Polaków. W uzasadnieniu do projektu przepisów o Funduszu Dróg Samorządowych autorzy przyznają, że opłata drogowa będzie "nową daniną publiczną" i "będzie miała skutki społeczne". To znaczy, że paliwa podrożeją. Choć - według autorów ustawy - ta podwyżka wcale nie musi być tak duża jak sama opłata.
(j.)