Ważą się losy starachowickiego szpitala. Jego dyrektor chce wydzielić placówkę ze struktur powiatowego Zakładu Opieki Zdrowotnej i stworzyć nową spółkę, która mogłaby go prowadzić. To jedyna szansa na uratowanie zadłużonej po uszy placówki.
Aby operacja oddłużenia szpitala się udała, potrzebna jest szybka decyzja radnych powiatu. A ci, po aresztowaniu swojego starosty, walczą o władzę, zamiast ratować służbę zdrowia.
Jeśli radni nadal będą zwlekać z decyzjami, personel trzeba będzie zwolnić, a drzwi zamknąć na kłódkę. Czas jest na dyskusję, a nie czas na walki polityczne i ustawianie się na stołkach - mówi dyrektor szpitala Jarosław Łyczkowski.
Tymczasem walka o stołki trwa. Wystarczy posłuchać radnych prawicy, którzy chcą przejąć władzę po kompromitacji eseldowskiego starosty i wiceprzewodniczącego powiatu przebywających w więzieniu.
Dwa lata temu, kiedy oddawaliśmy władzę w ręce SLD, zadłużenie szpitala wynosiło kilka milionów złotych. Dzisiaj to zadłużenie sięga około 32 milionów - mówi Krzysztof Lipiec z PiS.
Lewica odpiera zarzuty, twierdząc, że to opozycja bojkotuje prace, nie przychodząc na zwoływane komisje zdrowia. Chodzi tylko o utworzenie nowej spółki, która mogłaby poprowadzić szpital, wyłączony z obecnego Zakładu Opieki Zdrowotnej. Pozwoliłoby to na odcięcie się od długów, które w ciągu ostatniego roku podwoiły się.
Najwyraźniej żądza władzy wśród starachowickich radnych jest silniejsza od chęci służenia i pomocy ludziom.
06:15