Na problemy budżetu państwa składają się, m.in. problemy budżetów województw, gmin, powiatów, miast. O długach polskich miast nie słychać tyle, co o długach budżetu kraju, ale jak się okazuje dla samorządowców zadłużenie również stanowi dramatyczny problem.
Zgodnie z prawem, łączna kwota długu samorządu na koniec roku budżetowego nie może przekroczyć 60 proc. dochodów. W przeciwnym wypadku miastu grozi zarząd komisaryczny, a wierzyciele zajmują miejskie konta.
Wtedy miasto nie może się ubiegać o unijne kredyty na rozwój, bo żeby się o nie starać, trzeba mieć własny wkład. A miasto tego wkładu nie dostanie, bo żaden bank w takiej sytuacji nie udzieli pożyczki. To de facto oznacza, że miasto się nie rozwija, nie jest atrakcyjne dla inwestorów, a ci którzy już zainwestowali, wycofują się w bardziej atrakcyjne tereny, to z kolei oznacza załamanie rynku pracy i tak powoli miasto umiera...
W Krakowie dług miasta wynosi – uwaga! – 59,7 procent całego budżetu, co zdecydowanie wysuwa to miasto na prowadzenie na liście najbardziej zadłużonych gmin.
Tak gigantyczne zadłużenie Krakowa to efekt kredytów zaciąganych przez miasto w ostatnich latach. Gdyby ktoś chciałby je spłacić, musiałby wysupłać ponad 800 mln zł. Kredyty zaciągano głównie na inwestycje: w ostatnich latach powstały dwa mosty, przygotowywany jest projekt szybkiego tramwaju, jest też kilka nowych estakad i węzłów komunikacyjnych.
Cały dług władze miasta zamierzają spłacić z dochodów w ciągu ok. 15 lat. Największe raty, sięgające rocznie nawet 200 mln zł, miasto będzie regulować w latach 2005-2006. Dziś władze Krakowa twierdzą, że nie ma mowy o kolejnych kredytach, ale w obecnej sytuacji gospodarczej nie jest wykluczone, że za kilka miesięcy miejski skarbnik znów zapuka do drzwi banku.
Wrocław to jedno z prężniej rozwijających się miast, mimo to jest zadłużone na 770 mln zł, a to ponad 50 proc. budżetu. Lekarstwem na uzdrowienie chorej sytuacji ma być emisja obligacji wartych 100 mln zł. Gmina będzie je wykupywać do 2013 roku. Wybrano taką formę pożyczki, ponieważ obligacje są tańsze. W przypadku kredytu trzeba co miesiąc spłacać i kapitał i odsetki.
Także Gdańskowi grozi krach finansowy. Dziś wszelkie zobowiązania tego miasta wynoszą 490 mln zł, a do końca roku wzrosną do 530 mln. Wydaje się jednak, że znaleziono sposób, by budżet półmilionowego miasta jednak nie upadł.
Ten sposób to sprzedaż majątku miejskiego. Ostatnie miesiące upłynęły władzom miasta pod znakiem negocjacji sprzedaży największej komunalnej firmy Miejskiego Przedsiębiorstwa Ciepłowniczego.
Radni, nie widząc innego wyjścia zgodzili się w końcu na sprzedaż MPC. Kupujący przedsiębiorstwo Niemcy wpłacili już 40 mln zł i widmo plajty – przynajmniej na razie – zostało zażegnane. Do wpłacenia pozostało jeszcze 140 mln, które uratować mają przyszłoroczny budżet. By tak się jednak stało, zgodę na sprzedaż musi wyrazić rząd.
Także Łódź, drugie co do wielkości miasto w kraju ma sporo nie spłaconych kredytów i pożyczek. Dług miasta to jedna trzecia tegorocznego budżetu czyli ponad 560 milionów złotych. Ta suma do końca roku z pewnością wzrośnie. Skąd takie zadłużenie wyjaśnia reporterka RMF Daria Grunt:
23:10