Trudno wyobrazić sobie bez niego życie. Dzięki niemu możemy zobaczyć naszą rodzinę, która żyje na drugim końcu świata, przesyłać pieniądze bliskim, edukować się i pracować siedząc wygodnie w piżamie w domu. Dzięki niemu wiecie, co dzieje się na Bliskim Wschodzie, dlaczego drożeje gaz i do kiedy rozliczyć się z fiskusem, a dostęp do niego pozwala wam czytać ten artykuł. Mowa o internecie, którego sukces na początku nowego tysiąclecia pośrednio doprowadził do tego, że wiele osób straciło swoje oszczędności.
W 1984 roku tylko 8 proc. amerykańskich gospodarstw posiadało komputer. W 1997 już 36 proc., a w okolicach roku 2000 - ponad połowa amerykańskich rodzin korzystała z komputerów osobistych.
Kiedy prawie 30 lat temu powstała pierwsza przeglądarka internetowa (Mosaic) nikt nie myślał, że będzie to pierwszy kamyk, który poruszy lawinę pt. "bańka spekulacyjna". Powstanie takiego narzędzia było prawdziwą internetową rewolucją.
Na podstawie tych rozwiązań stworzono m.in. przeglądarkę Netscape Navigator czy Internet Explorer - przypomina prof. dr hab. Elżbieta Kubińska, dyrektor Instytutu Finansów Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
To mógł być pierwszy miernik tego inwestycyjnego "szaleństwa". Firma Netscape została bardzo dobrze przyjęta, a ludzie zauważyli, że firma powiązana z internetem może okazać się żyłą złota.
Ilość komputerów w domach to jedno. Rozwijała się też sama sieć. Pierwsza strona internetowa powstała w 1991 roku, w 1995 było ich już 23 tysiące. Rok później? Ponad ćwierć miliona.
Ten ogromny rozwój sieci wzmocnił zainteresowanie inwestorów spółkami internetowymi. Nie tylko zainteresowanie, ale też ogromną wiarę, że są to inwestycje skazane na sukces - podkreśla prof. Kubińska.
Bańki spekulacyjne mają mnóstwo wspólnych mianowników. Jednym z nich jest fakt, że inwestorzy kuszeni ogromnymi zyskami liczą na to, że kupując dany towar lub akcję będą w stanie sprzedać je komuś innemu za wyższą cenę. Tak samo było nie tylko w opisywanym przypadku, ale i w XVII-wiecznej Holandii, gdzie zapanowała mania tulipanowa.
Bańka internetowa nazywana jest "bańką dotcomów", dlatego że dotyczyła spółek działających w sieci ("dotcom" to z angielskiego ".com" co jest zakończeniem adresu wielu stron internetowych).
Duże zainteresowanie akcjami internetowych spółek wzięło się też między innymi z tego, że Fed w owym czasie obniżył stopy procentowe. Jeśli bank centralny decyduje się na taki krok, to lokaty i skarbowe papiery wartościowe stają się mało atrakcyjne i inwestorzy szukają innych form pomnażania swojego kapitału.
Dodatkowym czynnikiem było też obniżenie podatku od zysków kapitałowych w USA z 28 do 20 proc. To sprawiło, że inwestycje na giełdzie stały się bardziej atrakcyjne - zauważa prof. dr hab. Elżbieta Kubińska z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Jak podkreśla prof. Kubińska - rynek oparty jedynie na oczekiwaniach i emocjach jest bardzo niepewnym i niebezpiecznym rynkiem.
Kolejną niepewnością była tzw. pluskwa milenijna, czyli widmo potencjalnych negatywnych skutków, jakich obawiano się na przełomie lat 1999/2000. Chodziło o to, że wiele programów komputerowych nie było przygotowanych na zmianę tej daty, która (wówczas w celu zaoszczędzenia pamięci) zapisywana była dwiema ostatnimi cyframi.
Dochodziło do sytuacji, gdy telebimy wyświetlały datę 1900 zamiast 2000, a np. karty płatnicze ważne dłużej niż do roku 1999 nie były przez system akceptowane.
Pojawił się strach. Inwestorzy zaczęli dostrzegać pewne ryzyko. Dodatkowo, Japonia w grudniu 1999 ogłosiła recesję. Kraj, który produkował wiele sprzętów komputerowych nagle miał problemy finansowe. To zapoczątkowało wyprzedaż akcji internetowych spółek. Poza tym, Fed podniósł stopy procentowe, więc znów lokaty stały się bardziej atrakcyjne - opisuje prof. Kubińska.
To wszystko doprowadziło do odpływu kapitału z giełdy. Jakby tego było mało, w 2000 roku Microsoft miał problemy z prawem antymonopolowym. Te negatywne informacje sprawiły, że inwestorzy masowo zaczęli wycofywać swoje pieniądze sprzedając akcje spółek "dotcom". Bańka pękła, a wiele firm zniknęło z giełdy. Mówi się, że inwestorzy zbyt szybko chcieli, aby spółki, w które inwestowali osiągnęły sukces niczym Microsoft.