Volkswagen zapowiada cięcia i zwolnienia. Niemiecki gigant motoryzacyjny ogłosił plany dotyczące likwidacji swoich fabryk i zakończenia gwarancji zatrudnienia. Powodem tych decyzji ma być sytuacja finansowa i kryzys na europejskim rynku samochodów.

Volkswagen Group, koncern, do którego należą również m.in. marki Audi, Seat, Skoda czy Lamborghini, po raz pierwszy od 87 lat rozważa zamknięcie fabryk w Niemczech.

Na razie nie wiadomo, które zakłady miałby spotkać taki los, ale w przeszłości jako potencjalne cele zamknięcia analitycy wskazywali fabryki w Osnabrück (Dolna Saksonia) i Dreźnie (Saksonia).

Mało tego - zatrudniający ponad 650 tys. osób niemiecki gigant motoryzacyjny planuje również zakończyć trwającą od dziesięcioleci gwarancję zatrudnienia, zapobiegającą jego redukcji do 2029 roku, w sześciu swoich zakładach.

Związek zawodowy IG Metall twierdzi, że takowe gwarancje obejmują fabryki w Wolfsburgu, Hanowerze, Brunszwiku, Salzgitter, Kassel i Emden.

Media podkreślają, że to kolejny krok na drodze do zwiększania cięć kosztów, bowiem plany już teraz zakładają oszczędności rzędu 10 mld dolarów. Portal "Deutsche Welle" pisze, że do 2026 roku Volkswagen Group chce osiągnąć marżę zysku na poziomie 6,5 proc., przy 2,3 proc. w pierwszej połowie bieżącego roku.

Agencja Reutera odnotowuje z kolei, że rozważania dotyczące zamknięcia fabryk to pierwsze poważne starcie między obecnym prezesem Volkswagen Group Oliverem Blumem, często określanym mianem człowieka potrafiącego dochodzić do kompromisu, a związkami zawodowymi, które mają znaczący wpływ w firmie.

Oburzenie związków zawodowych

W środę, w związku z zapowiedziami dyrekcji Volkswagen Group dot. cięcia kosztów i redukcji etatów, doszło do spotkania dyrektora finansowego niemieckiego giganta samochodowego z pracownikami w siedzibie głównej koncernu w Wolfsburgu. W wydarzeniu wzięło udział aż 16 tys. osób.

Spotkanie, jak podkreśla "Deutsche Welle", miało burzliwy przebieg. W momencie, gdy Arno Antlitz wychodził na scenę, wielu z zebranych pracowników zaczęło gwizdać i krzyczeć: "my jesteśmy Volkswagenem, nie wy" i "auf wiedersehen (niem. do widzenia - przyp. red.)".

Dyrektor finansowy mówił m.in., że europejski rynek samochodowy znacznie się skurczył po pandemii Covid-19, a firma stoi w obliczu niedoboru popytu wynoszącego ok. 500 tys. pojazdów, co odpowiada dwóm fabrykom. Rynku po prostu nie ma - powiedział na spotkaniu.

Dodał, że koncern ma "jeden, może dwa lata" na "odwrócenie swoich losów". Stwierdził, że wspólną odpowiedzialnością pracowników i kierownictwa jest dostosowanie produkcji, między innymi w związku z przechodzeniem na auta elektryczne. To - zdaniem Antlitza - wymagałoby cięcia kosztów.

W odpowiedzi szefowa rady zakładowej Daniela Cavallo stwierdziła, że kierownictwo "znacznie nadszarpnęło zaufanie" i porównała groźbę zamknięcia zakładów do "ogłoszenia upadłości". Ponadto wezwała szefa Volkswagen Group Olivera Blume'a, by wytłumaczył pracownikom, dlaczego priorytetem jest dla niego wydatek 5 mld euro na współpracę w zakresie oprogramowania z amerykańskim start-upem Rivian, a nie ochrona miejsc pracy w Niemczech.

"Deutsche Welle" zauważa, że problemy w Volkswagenie to poniekąd symbol kłopotów, z jakimi zmagają się niemieckie firmy. Inflacja, mniejszy popyt na eksport, wyższe koszty produkcji i większa konkurencja z zagranicy sprawiły, że pytań o kondycję największej gospodarki Europy jest coraz więcej.