W rozważaniach nad członkostwem Polski w Unii Europejskiej podnoszą się głosy zachwytu i krytyki. Jedni w naszym przystąpieniu do Wspólnoty widzą w większości korzyści, drudzy określają siebie mianem eurosceptyków – nie widzących Polski w Unii Europejskiej. Czy jednak mówiąc tak o sobie, nie mylą pojęć?
Wygląda na to, że tak zwani eurosceptycy, głównie z Ligi Polskich Rodzin i Samoobrony, nie przypominają w niczym eurosceptyków z Europy Zachodniej. Czy zatem mieszane są pojęcia? W Polsce mianem eurosceptyków określa się powszechnie przeciwników, czy wręcz wrogów przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Tymczasem na zachodzie naszego kontynentu eurosceptycy, to nie przeciwnicy Unii jako takiej. Są to politycy, grupy społeczne, także medialne sceptyczne wobec Piętnastki, czy pewnych działań podejmowanych w ramach UE, ale nie będące jej wrogie. W Wielkiej Brytanii na przykład, eurosceptycy są przeciwni przystąpieniu tego państwa do unii monetarnej, czyli do strefy waluty euro. Są także przeciwni wprowadzeniu na terenie całej Wspólnoty jednolitych podatków. Mimo tych sprzeciwów, lwia część brytyjskich eurosceptyków, nie wzywa do wyjścia z Unii. Podobnie jest zresztą w pozostałych krajach Piętnastki. Biorąc przykład z Wielkiej Brytanii, należałoby polskich przeciwników przystąpienia do Unii Europejskiej nazwać „eurofobami”. Jeśli ten stan będzie trwał, to w krajowej debacie na temat członkostwa Polski w UE okaże się, że nie ma eurosceptyków, są tylko eurofobi, określający się mianem eurosceptyków i euroentuzjaści. Te dwie grupy zostaną postawione naprzeciw siebie w czasie narodowej debaty o członkostwie Polski w Piętnastce. Co z tego wyniknie? Zobaczymy, bo chyba nie jest to najlepsze rozwiązanie.
15:45