W środę Komisja Dyscyplinarna Polskiego Związku Narciarskiego przekaże prezesowi Apoloniuszowi Tajnerowi raport dotyczący Kornelii Marek. Zowodniczkę przyłapano na stosowaniu dopingu podczas igrzysk w Vancouver. Członkowie komisji nie są jednomyślni w kwestii wysokości kary. Jest niewielka rozbieżność - przyznał jeden z członków gremium, profesor Szymon Krasicki.
Nie ujawnił jednak, jaka kara okresowej dyskwalifikacji zostanie nałożona na zawodniczkę. Najpierw ze sprawozdaniem przygotowanym przez komisję zapozna się w Krakowie Kornelia Marek. Osobiście przeczyta raport, a nie będzie dowiadywać się o jego treści od osób trzecich. Stworzyliśmy jej dodatkową szansę, aby mogła uzupełnić swoje wcześniejsze wyjaśnienia - stwierdził kierownik Katedry Teorii i Metodyki Sportów Zimowych AWF Kraków.
Członkom komisji nie udało się dotychczas ustalić, kto ewentualnie przyczynił się do tego, że zabroniony środek znalazł się w organizmie Marek. Sądzę, że ona wie. Mam niewielką nadzieję, że w środę nam powie - dodał Krasicki.
Raport będzie liczył od dwóch do trzech stron. Znacznie bardziej obszerna będzie dokumentacja zawierająca protokoły z posiedzeń i stenogramy z rozmów - z Marek, doktorem Witalijem Trypolskim (zarząd PZN już wcześniej postanowił nie przedłużać z nim wygasającej w czerwcu umowy) oraz innymi reprezentantami Polski w biegach narciarskich, którzy startowali w Vancouver.
Stwierdzenie obecności w organizmie Marek niedozwolonej substancji z rodziny EPO (syntetyczna odmiana erytropoetyny) grozi dwuletnim zawieszeniem. Komisja Dyscyplinarna MKOl może, ale nie musi, zabronić jej startu w następnej olimpiadzie - za cztery lata w Soczi.