Doktor Ziad Abou Saleh - socjolog z Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu, po wybuchu wojny w Ukrainie zaczął nieść pomoc jako wolontariusz na wrocławskim dworcu PKP. Pracuje także w magazynie z darami. Bycie wolontariuszem pozwala mi być odrobinę lepszym człowiekiem - tłumaczy. Przyznaje też, że niejednokrotnie bywało niełatwo.
Doktor Ziad Abou Saleh jest uchodźcom w wyniku wojny z 1967 roku. To wojna arabsko-izraelska. Potrzebę pomaganiu uciekającym do Polski przed wojną Ukraińcom, poczuł zaraz po tym jak Rosja napadła na ich kraj.
Samo to, że pochodzę z Syrii. Byłem przy różnych akcjach. Jak uchodźcy z Syrii trafiali do Polski, do różnych krajów europejskich. Także w pewnym sensie pomogłem uchodźcom z Syrii. Stwierdziłem, że mam doświadczenie - mówi Ziad Abou Saleh.
Doświadczałem tego co najboleśniejsze pod tym względem. Uznałem, że ja jestem twardzielem jeśli o to chodzi i nie ma na co czekać. Przede wszystkim jestem też człowiekiem. Jestem socjologiem. Od pierwszego dnia, jak to miało miejsce, to znalazłem się na dworcu i i trudno było się od tego uwolnić. Stałem się częścią tego całego świata - tłumaczy. Jednocześnie Abou Saleh przyznaje także, że nie raz bywało niełatwo.
Twardziel nie twardziel, ale jesteśmy ludźmi. To jest piękna cecha każdego z nas. Pękałem nie raz i nie żałuję, mimo że jestem mężczyzną. Był taki moment, kiedy wiozłem ukraińską rodzinę do polskiej. Babcię, matkę i dwójkę dzieci. Całą trasę Artur, który miał 7-8 lat moim zdaniem krzyczał i płakał w aucie. Chciał do Ukrainy, do taty. Ten jego krzyk wyglądał przerażająco. Musiałem się zatrzymać, wysiąść z auta. Cała rodzina wysiadła, ale to wszystko to nie pomogło. Przez 45 minut jechaliśmy i dziecko cały czas krzyczało i płakało - dzieli się swoimi doświadczeniami wolontariusz.
Trudno być tutaj mądrym, życzliwym, kochającym i pomóc w takich kwestiach. Nie możemy znaleźć mądrych słów, ani w języku ukraińskim, ani w arabskim, ani w polskim. I powiedzieć temu młodemu człowiekowi, że spotkasz się któregoś dnia z tatą - tłumaczy doktor Abou Saleh.