Nawet do wiosny może potrwać przywracanie do użytku przydomowych studni na terenach, przez które we wrześniu przeszła powódź. Jak dowiedział się dziennikarz RMF FM - wyłączonych z użytkowania jest wciąż ponad pół tysiąca studni. Dwa miesiące po powodzi sprawdzamy, z jakimi problemami borykają się mieszkańcy południowo-zachodniej Polski.
Naprawa przydomowych studni musi jeszcze potrwać z powodu małej liczby firm, które zajmują się takimi naprawami.
Do tego cały proces oczyszczania studni jest czasochłonny - tłumaczy w rozmowie z RMF FM Główny Inspektor Sanitarny - doktor Paweł Grzesiowski.
Trzeba z każdej studni odpompować wodę, zachlorować, pozostawić do działania ten środek, proces czyszczenia jednej studni trwa do tygodnia - podkreśla. Tygodniowo jesteśmy w stanie oczyszczać około dwudziestu, trzydziestu studni. W sumie na oczyszczenie czeka jeszcze ponad pięćset studni. Łatwo policzyć, że przed nami jeszcze kilkanaście tygodni pracy - dodaje.
Najwięcej nieczynnych studni jest na Opolszczyźnie. Tam wodę pitną butelkowaną albo w beczkowozach na bieżąco władze gmin muszą dostarczać do gospodarstw, w których jedynym źródłem wody pitnej była właśnie przydomowa studnia.
Gmina odpowiada za dostawy wody - przypomina Główny Inspektor Sanitarny.
Wyłączone studnie to chyba najpoważniejszy problem w tej chwili. Nie można tego zrobić szybciej niż wydolność firm, które oczyszczają studnie - dodaje.