To zemsta za protesty - tak związkowcy komentują wytyczne resortu sprawiedliwości w sprawie podziału nagród rocznych dla pracowników sądów. Pieniędzy w wysokości ponad 1300 złotych brutto nie dostaną osoby, które w październiku choć jeden dzień były na zwolnieniu lekarskim, czy na urlopie na żądanie. "Te wytyczne nie mają nic wspólnego z protestami pracowników sądów" - przekonuje wiceminister sprawiedliwości Michał Woś.
Jak wyliczają związkowcy, nagród nie dostanie około 30 procent zatrudnionych w sądach - czyli kilkanaście tysięcy osób.
Nie dostaną ich nie tylko pracownicy, którzy protestowali, ale również osoby, których nieobecność w pracy nie miała nic z protestem wspólnego.
Związkowcy przekonują, że wytyczne Ministerstwa Sprawiedliwości dla 370 dyrektorów sądów są dyskryminujące i łamią przepisy prawa pracy. Warunki przyznania nagród mogą też doprowadzić do - delikatnie - mówiąc nieporozumień między pracownikami.
W przyszłości może również zdarzyć się tak, że cześć pracowników z obawy o szykany, będzie chodzić do pracy - chora.
"Będziemy zawiadamiać właściwe organy. Na pewno będzie to PIP, skorzystamy też z możliwości i porady jakie daje NIK" - mówi RMF FM Justyna Przybylska ze związku zawodowego Ad Rem.
Powstają też zawiadomienia do prokuratury ws. łamania praw pracowniczych.
"Te wytyczne nie mają nic wspólnego z protestami pracowników sądów" - przekonuje wiceminister sprawiedliwości Michał Woś.
To wiceszef resortu Zbigniewa Ziobry wysłał do dyrektorów sądów instrukcje, by nagrody roczne ominęły tych, którzy w październiku wzięli choć jeden dzień zwolnienia, czy urlop na żądanie - informuje reporter RMF FM Krzysztof Zasada.
Michał Woś twierdzi, że chodziło o wyróżnienie pracowników, którzy mieli więcej zajęć. Jak dodaje, nie ma to związków z protestem, bo - według wiceministra - jego skala była niewielka.
Michał Woś nie zgodził się również ze stwierdzeniem, że wytyczne są niesprawiedliwe. "Dają pewną dowolność dyrektorom w uzasadnionych przypadkach do przyznawania nagród pracownikom, którzy byli na zwolnieniach" - podkreśla.
Decyzje - dyrektorzy sądów - muszą pisemnie uzasadniać, a uzasadnienia przesyłać do dyrektorów sądów wyższej instancji.
Według wiceministra - to sposób na kontrolę wydatków budżetowych.