"Prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku z całą pewnością wykazał nadmierną uprzejmość" - tak prowokację wobec Ryszarda Milewskiego dotyczącą aresztu dla szefa Amber Gold komentuje były minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski. Zastrzega jednak: "Wydaje mi się , że prezes nie złamał prawa". O chęci odwołania Milewskiego, którą zadeklarował Jarosław Gowin, mówi, że "może przydałoby się tutaj więcej refleksji".
Z całą pewnością prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku wykazał nadmierną uprzejmość. Chociaż myślę, że wiele osób, gdyby dzwonił do nich ktoś z kancelarii premiera lub Kancelarii Prezydenta, zachowałoby się uprzejmie - mówi Ćwiąkalski reporterowi RMF FM Markowi Balawajdrowi. Wydaje mi się , że prezes nie złamał prawa, w tym sensie, że nie popełnił przestępstwa. Nie ujawnił żadnych tajemnic służbowych. (…) Można mówić o niestosowności postępowania prezesa, ale nie ma tutaj chyba niczego, co kwalifikowałoby się do postępowania dyscyplinarnego - podkreśla.
Pytany o chęć odwołania Ryszarda Milewskiego ze stanowiska, mówi, że w tej sprawie mogła zadziałać presja opinii publicznej. Myślę, że presja opinii publicznej, mediów spowodowała, że minister (Jarosław Gowin) zareagował tak szybko. Może przydałoby się tutaj więcej refleksji. Może warto byłoby odczekać 2-3 dni i dopiero wtedy podejmować decyzję - podkreśla. Niekoniecznie od razu przed szczegółowym wyjaśnieniem sprawy, wysłuchaniem prezesa, należy podejmować decyzję o dymisji. Trudno mi oceniać, nie znam szczegółów, ale może warto było jeszcze poczekać i się zastanowić nad tą sprawą - podsumowuje.
Burzę wokół szefa gdańskiego Sądu Okręgowego wywołała dziennikarska prowokacja związana ze sprawą Amber Gold i aresztem dla szefa tej spółki. W ubiegłym tygodniu Ryszard Milewski odebrał dwa telefony, a w poniedziałek e-maila od osoby, podającej się za pracownika Tomasza Arabskiego, który jest szefem kancelarii premiera. Rozmówca Milewskiego próbował namówić go na ustalenie korzystnego dla premiera terminu posiedzenia odwoławczego ws. aresztu dla szefa Amber Gold oraz na zmiany w składzie sędziowskim. Jak twierdził, Donaldowi Tuskowi zależy na tym, by Marcin P. wyszedł na wolność.
Po odebraniu e-maila prezes gdańskiego sądu zgłosił sprawę prokuraturze i służbom specjalnym. Dwa dni później odbyło się zaś posiedzenie ws. aresztu dla Marcina P. Decyzja o areszcie nie została uchylona.