Kontrakt menedżerski Rafała Kaplera powinien być ujawniony, a gigantycznie premie, mimo ukończenia budowy Stadionu Narodowego, wcale nie muszą być wypłacone. Tak w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Mariuszem Piekarskim twierdzi Donald Tusk. Premier uważa, że były prezes NCS może nie dostać 570 tysięcy premii, bo nie został spełniony warunek kontraktowy, czyli "oddanie areny do użytku".
Donald Tusk podkreśla, że nie ma żadnych powodów, żeby umowy prezesów Narodowego Centrum Sportu były tajne. Poprosiłem, żeby ustalono, czy istnieją jakiekolwiek istotne zapisy prawa, które zabraniają ich ujawnienia - mówi. Szef rządu zaznacza, że nawet, jeśli istnieją, to stoją w sprzeczności z innymi przepisami, które pozwalają obywatelom mieć dostęp do informacji publicznej. Dlatego premier Tusk polecił minister Musze sprawdzenie, co stoi na przeszkodzie w ujawnieniu kontraktów szefów NCS-u.
Pytany o gigantyczną premię dla Rafała Kaplera, Tusk zaznaczył, że aby pieniądze zostały wypłacone, muszą być spełnione dwa warunki. Pierwsza część premii powinna być wypłacona po odbiorze Stadionu Narodowego, a druga po rozegraniu Euro 2012 - tłumaczy.
I tu pojawia się problem, bo - według premiera - obiekt nie został jeszcze odebrany. Dlatego pieniądze nie powinny być wypłacone.
Minister sportu powiedziała, że umowa, na mocy której odchodzący prezes NCS Rafał Kapler otrzyma ponad pół miliona złotych premii, uzależniała wypłacenie pieniędzy tylko od czasu przepracowanego w spółce. Nie określała natomiast, jak dobrze prezes musiał pracować, by dostać nagrodę. Premia nie była zatem uzależniona ani od terminu oddania Stadionu Narodowego ani jakości jego wykonania.
To kuriozalne, że umowa uzależnia premię tylko od przepracowanego czasu. Idąc tym torem myślenia, nagrody należałoby wypłacić nawet, gdyby stadion został oddany na przykład nawet z trzyletnim opóźnieniem.
Muszę przyznać, że to jest ciekawe pytanie. Wydaje mi się, że jest założony jakiś końcowy termin. Tym końcowym terminem prawdopodobnie jest turniej i dalej już nie można by tego ciągnąć, ale nie wiem, czy takie zastrzeżenie zostało zrobione - mówi minister sportu. Joanna Mucha przyznaje, że wciąż nie zna umowy, ale jednocześnie nie uważa, by była ona wyjątkowo korzystna dla szefów NCS.
Minister po raz kolejny przyznała również, że nie zamierza rezygnować z wypłaty premii. Resort ponownie odmówił nam jednak ujawnienia umowy z szefem NCS. Dlatego dziennikarz RMF FM Paweł Świąder, złożył w Ministerstwie Sportu oficjalne pismo z prośbą o dostęp do umów, na podstawie których zatrudniono prezesów NCS. Przeczytaj wniosek.
Joanna Mucha zapowiedziała, że będą zmiany w Narodowym Centrum Sportu, ale dopiero po Euro 2012. Chodzi o to, że po mistrzostwach Europy spółka nie będzie już budowała stadionu, tylko nim zarządzała. Dlatego inaczej ma wyglądać organizacja pracy NCS-u. Inne będą także umowy dla prezesów oraz zasady wynagradzania.
Czy NCS zostanie zamknięty i ponownie otwarty? Inne cele trzeba im zadać. Oni muszą dobrze generować przychody dla Stadionu Narodowego, więc to jest kompletnie inna umowa i na pewno będziemy to renegocjować - powiedziała minister sportu.
To wcale nie oznacza, że tym razem kontrakty dla menadżerów będą jawne, choć wydaje się, że ich utajnienie po raz kolejny może się nie udać.
Najwyższa Izba Kontroli nie zamierza w tej chwili sprawdzić, czy odchodzący szef NCS-u powinien dostać półmilionową premię - usłyszał w NIK-u reporter RMF FM Krzysztof Zasada. Izba zajmie się finansami NCS dopiero po zakończeniu Euro, podczas kontroli wykonania budżetu na organizację mistrzostw.
Narodowe Centrum Sportu i jego finanse będą wtedy bardzo wnikliwie badane. Szczególnie przyjrzymy się kontraktom i nagrodom zarządu - mówi rzecznik NIK Paweł Biedziak. Niejednokrotnie zwracaliśmy uwagę, że jakieś nagrody wypłacono w zgodzie z prawem, ale konstrukcja kontraktów nie gwarantowała temu kto wypłacał dokładnej weryfikacji, czy rzeczywiście ta osoba wykonała te zadania, które na niej ciążyły - dodaje.
Teraz NIK nie planuje doraźnej kontroli, bo - jak twierdzi rzecznik - nie może zbadać budżetu przed jego wykonaniem.
Prezes NCS-u mógł dostawać wysoką pensję także przy zwykłej umowie o pracę - mówi w rozmowie z reporterką RMF FM była minister sportu Elżbieta Jakubiak. Jej zdaniem, za dzisiejszą sytuację odpowiada Mirosław Drzewiecki, który zaproponował szefom NCS-u kontrakty managerskie.
Prezes Michał Borowski, którego zatrudniłam, były naczelny architekt miasta, miał zwykłą umowę o pracę i wynagrodzenie w wysokości 20 tysięcy złotych. Nie było kontraktów managerskich, byłam przeciwniczką kontraktów, ponieważ spółka miała zdjętą tak zwaną kominówkę i można było ustalić wynagrodzenie prezesa w dowolnej wysokości. W związku z tym wprowadzanie kontraktów managerskich było sprzeczne z logiką - podkreśla Elżbieta Jakubiak.
Umowy o pracę były jawne i omawiane przez sejmową komisję sportu. Kontrakty managerskie są natomiast tajne. Znajdują się w nich także zapisy - również tajne - o dodatkowym wynagrodzeniu - premii wypłacanej po zakończeniu projektu. Przy umowie o pracę premia i nagrody musiałyby być jawne.
Rafał Kapler, który w poniedziałek podał się do dymisji, otrzyma ponad pół miliona złotych, ponieważ takie są zapisy jego kontraktu. Ustępujący szef NCS mógłby się zrzec premii, ale tego nie zrobi. Premia została uwzględniona w moim kontrakcie. Nie wyobrażam sobie, żebym dzisiaj miał z tego zrezygnować - skomentował. Minister sportu argumentowała, że ta potężna kwota jest proporcjonalna do liczby miesięcy przepracowanych przez Rafała Kaplera. Nie chciała jednak ujawnić szczegółów umowy, zasłaniając się klauzulą tajności.
Jednocześnie jeszcze w niedzielę szefowa resortu sportu stwierdziła, że kontrakty nie są tajemnicą. Porozmawiamy na ten temat bez żadnych problemów, bez żadnej tajności. To są wszystko jawne dane - zapewniała.