Były dyrektor więzienia w Sztumie na Pomorzu został w poniedziałek wypuszczony na wolność. Biegli uznali, że gdy Andrzej G. pozbawił życia więźnia na terenie swojej placówki, był niepoczytalny. Śledztwo w tej sprawie nie zostanie jednak umorzone.
Biegli stwierdzili, że Andrzej G. nie wiedział, co robi, kiedy zabijał więźnia. Uznali także, że mężczyzna nie stanowi żadnego zagrożenia dla społeczeństwa, dlatego nie musi przebywać w szpitalu psychiatrycznym. Poza tym prokuratorzy tłumaczyli, że nie mają wyjścia i muszą zakończyć stosowanie tymczasowego aresztu.
Postępowanie nie zostanie jednak od razu umorzone. Śledczy - ze względu na wagę sprawy - chcą jeszcze raz przeanalizować opinię wydaną przez biegłych psychiatrów. Jeśli dopatrzą się w niej jakichkolwiek uchybień lub sprzeczności, mogą powołać inny zespół biegłych, który jeszcze raz przebada Andrzeja G. Taki scenariusz wydaję się jednak mało prawdopodobny.
Obserwacja psychiatryczna Andrzeja G. zakończyła się na początku marca. Wcześniej dwóch biegłych przeprowadziło jednodniowe badanie sądowo-psychiatryczne. Na jego podstawie nie byli w stanie ocenić stanu psychicznego byłego dyrektora więzienia w Sztumie na Pomorzu, który zabił w celi jednego z osadzonych.
Do tragedii doszło w październiku zeszłego roku. Dyrektor zakładu karnego w Sztumie, w wolnym od pracy dniu, wniósł na teren więzienia nóż. Andrzej G. wszedł do celi, w której przebywało dwóch więźniów. Jeden z osadzonych wyszedł na zewnątrz. Więźniowi, który został w środku dyrektor zadał kilka ciosów nożem kuchennym - w okolice szyi, prawej pachy i w klatkę piersiową. Zwłoki Józefa S. odkrył po powrocie do celi drugi skazany. Zamordowany odsiadywał liczne wyroki za kradzieże. Miał wyjść na wolność w 2030 roku.
Andrzej G. po wyjściu z celi wrócił do swojego gabinetu i poprosił podwładnych, aby wezwali policję. Mężczyzna przyznał się do winy.