​10-letnia Maja z Wołczkowa pod Szczecinem jest już w domu. Wieczorem z Niemiec, gdzie porwaną we wtorek dziewczynkę odnaleźli policjanci, do Polski przywieźli rodzice. Maję w szpitalu w Neubrandenburgu szczegółowo zbadali lekarze. Ma jedynie siniaka na nodze.

Porywacz na szczęście nie zrobił dziecku krzywdy. Dziewczynka będzie natomiast wymagała opieki psychologa. Ma go zapewnić Urząd Gminy. Dopiero potem Maja będzie mogła zostać przepytana przez prokuratora.

Wiadomo, że porywacz to młody, 31-letni człowiek.

Był przez nas poszukiwany jako osoba zaginiona - powiedział Przemysław Kimon z zachodniopomorskiej policji.

31-latek został wczoraj zatrzymany przez niemieckich policjantów. Współpracujemy bardzo z prokuraturą, która już prowadzi działania, mające na celu sprowadzenie tego mężczyzny do kraju - powiedział rzecznik Komendy Głównej Policji, Mariusz Sokołowski.

Mężczyzna był wcześniej karany za porwanie dziecka w Wielkiej Brytanii. Teraz, po ekstradycji do Polski, grozi mu pięć lat więzienia.

10-latka zaginęła we wtorek po południu. Wróciła ze szkoły na Bezrzeczu do Wołczkowa, gdzie mieszka, ale nie dotarła do domu. Jak informowali reporterzy RMF FM, monitoring zainstalowany na ścianie restauracji w pobliżu domu Mai zarejestrował, jak dziewczynka idzie z przystanku autobusowego w stronę ul. Jutrzenki - niewielkiej, prowadzącej do zaledwie kilku domów. Według właściciela restauracji, na nagraniu widać, jak za Mają w uliczkę wjeżdża srebrny opel, a chwilę później gwałtownie stamtąd wyjeżdża. Ślad dziecka urwał się po mniej więcej stu metrach w głąb ul. Jutrzenki - tam pies policyjny zgubił trop.

Jak poinformował na konferencji prasowej Mariusz Sokołowski, w czasie akcji funkcjonariusze dotarli do właścicielki opla, która - jak się okazało - pożyczyła auto kuzynowi, zaś od niego, bez jego wiedzy, wóz przejęła kolejna osoba.

Policjanci ustalili dane mężczyzny, który miał poruszać się autem. Okazało się, że to właśnie 31-latek.

Motywy działania sprawcy są dopiero ustalane. Docierają do nas jednak informacje, że mogło chodzić o kwestie psychiczne - powiedział na konferencji prasowej insp. Sokołowski.

W czasie poszukiwań, w nocy z wtorku na środę śledczy zdecydowali się na uruchomienie procedury Child Alert. W akcję poszukiwawczą zaangażowanych było około 150 polskich funkcjonariuszy, Mobilne Centrum Poszukiwań Osób Zaginionych, bezzałogowy samolot typu dron i śmigłowiec niemieckiej policji, z którą polscy policjanci ściśle współpracowali. Informacja o zaginięciu dziewczynki trafiła do wszystkich krajów europejskich, w których działa Child Alert - m.in. do Francji, Belgii czy Portugalii.

System uruchamiany jest w szczególnych i skomplikowanych przypadkach zaginięcia dzieci. Zakłada jak najszybsze rozpowszechnianie informacji o zaginionym dziecku. Jak podkreślają policjanci, w Polsce nie było dotąd sytuacji, w której istniałyby wszystkie przesłanki do uruchomienia procedury.

(abs)