Mężczyzna - zidentyfikowany na razie jako Amrozi - podejrzewany o udział w zamachu bombowym na Bali, gdzie zginęło blisko 200 osób, został zatrzymany w Tenggulun we wschodniej Jawie. Wczoraj wieczorem został przewieziony na indonezyjską wyspę.
Szef indonezyjskiej policji Da'i Bachtiar powiedział, że 30-letni Amrozi przyznał się, że jest właścicielem samochodu, który został użyty w październikowym zamachu.
Amrozi był słuchaczem radykalnego islamskiego mułły Abu Bakar Baszira, duchowego przywódcy organizacji Dżimah Islamija, powiązanej z al-Qaedą Osamy bin Ladena, podejrzewanej o przygotowanie zamachu. Ostatnio policja zatrzymała Baszira, jednak lekarze orzekli, że 64-letni mułła jest zbyt schorowany, by móc udzielić wyjaśnień. Sam Baszir stwierdził, że nie ma powiązań z terrorystami i odmówił współpracy z policją.
Szef szkoły islamskiej w Tenggulun, gdzie zatrzymano Amroziego, powiedział, że czasami przychodził on na modlitwę, ale nie był studentem. Według niego Amrozi w latach 90. pracował w Malezji, gdy przebywał tam także Baszir. Jednak nie wiadomo, czy kiedykolwiek doszło do ich spotkania.
Nadal trwają poszukiwania wspólników Amroziego. Według dziennika "Asian Wall Street Journal" za zamachem stoi muzułmański mułła Hambali, uważany za szefa operacji Dżimah Islamiji.
Włoskie media z kolei informują o Włochu aresztowanym 3 tygodnie temu na Bali. Mężczyzna rzekomo ma związki z al-Qaedą i władze Indonezji podejrzewają go o udział w zamachu z 12 października. Posłuchaj relacji korespondentki RMF Aleksandry Bajki:
W ataku z 12 października użyto w sumie trzech bomb. Największą siłę rażenia miała bomba (zrobiona z ok. 50-100 kg materiałów wybuchowych) umieszczona w minivanie Mitsubishi L300 zaparkowanym przed nocnym klubem Sari na Bali.
Zginęło blisko 200 osób, obywateli 19 państw, w większości turystów z Australii. Śledztwo prowadzi 120 detektywów i oficerów z Australii, Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Japonii i innych krajów, którzy pomagają indonezyjskim służbom.17:55